Obserwatorzy

nowe fanfiction

niedziela, 12 stycznia 2014

Ósmy

Nazajutrz słoneczne promienie, muskając moje policzki sprawiają, że się budzę i zwlekam z łóżka. Powoli przecieram oczy i rozglądam się po pokoju. Zauważam Perrie smacznie śpiącą pod swoją pościelą, jak jej spokojna twarz spoczywa na poduszce, a roztargane włosy, trochę zasłaniają oczy. Zayn tak jak obiecał, faktycznie musiał ją jakoś tutaj przetransportować z samego rana. Jestem ciekawa jak?
Wstaję, a gdy moje bose stopy dotykają zimnych paneli podłogowych, mam ochotę z powrotem wrócić do łóżka. Dzisiaj jest niedziela. W zasadzie prawdziwe zajęcia będą się zaczynać od jutra. Postanawiam, że dzisiaj poczytam jakąś książkę lub obejrzę film. Tak to najlepszy pomysł.
Wykonuje szybki prysznic i przebieram się w czyste ubrania. Tym razem wybieram szare luźne, ale na łydkach obcisłe dresy, biały t-shirt z nadrukiem starszej pani pokazującej środkowy palec oraz zapinaną, bordową bluzę z kapturem. Cicho się śmieję z tego jak wyglądam. Typowy dres. Brakuje mi tylko jakichś znoszonych adidasów, oraz groźnego wyrazu twarzy i najlepiej paru pokaźnych tatuaży.
Gdy patrzę na zegarek, oczy wyskakują mi z orbit. Jak to możliwe, że jest już po godzinie czternastej. Nigdy w życiu tyle nie spałam.
Zanim włączam film na moim laptopie, przypominam sobie, że w koszty akademiku są wliczone obiady. Ugh czyli będę musiała się przebrać jeszcze raz...
Zmieniam tylko górną część ubrania na dżinsową koszulę, którą wkładam do spodni. W międzyczasie próbuję budzić Pezz ale ta tylko mruczy "Maaamo. Idź sobie, chce spać".
- Perrie, spóźnisz się na autobus do szkoły. Wstawaj młoda panno - żartuję, a ta przerażona otwiera oczy, a następnie zaczyna się śmiać. - A tak serio to musimy iść na lunch.
- Która godzina? - jęczy zaspanym głosem.
- Po czternastej. Nie wiem jak ty ale ja już idę, bo jestem straszliwie głodna.
- Dobra i tak mi się nie chce - mruczy pod nosem i macha ręką idąc w stronę łazienki.
- Ym, ok - mówię i wkładając iPhone'a do kieszeni, wychodzę z pokoju. Na korytarzu panuje zupełna cisza. Aż jestem tym odrobinę zdziwiona, bo po uczelniach spodziewałam się, że będzie tu dużo krzątających się ludzi, rozmawiających nawzajem, a tymczasem okazuje się, że nie. W prawdzie jest ostatni dzień tygodnia i ma prawo być cicho. Ale jednak..
Ruszam po schodach. Zamyślona idę i nawet nie zauważam jak ktoś na mnie wpada.
- Mógłbyś do chole.. Niall? - już chciałam temu komuś wygarnąć, ale ten ktoś okazał się być Niall'em - Co ty robisz na skrzydle dla dziewczyn?
- Szedłem po ciebie i Pezz - tłumaczy spuszczając głowę w dół. Czyżby wrócił stary, nieśmiały Niallek?
- Och, to miłe - uśmiecham się do niego przyjaźnie, na co od razu odwzajemnia gest - Ym, Pezz się tak sobie czuje i została w pokoju.
- Rozumiem, kac. To przy okazji zobaczysz naszą piękną stołówkę - chłopak ukazuje rządek swoich białych zębów i kiwa abym podążała za nim. Idę krok w krok za farbowanym blondynem, aż czuję jak do moich nozdrzy wdziera się przyjemny zapach świeżo przygotowanego jedzenia. Pamiętam, gdy mama zawsze mi takie robiła kiedy byłam mała.. Wolę tego nie wspominać.
Wzrokiem wybieram miejsce siedzące tuż przy samej ścianie i w myślach proszę, aby nikt go przede mną nie zajął. Stoimy w stosunkowo krótkiej kolejce, ale z każdą minutą widzę jak się powiększa, ludzi przybywa, a pomieszczenie zaczyna tętnić studenckim życiem.
- Ja poproszę bez mleka. Jestem uczulona – mówię, gdy pani podaje mi kawę.
- Och, przepraszam bardzo. Za chwilę dostaniesz drugą - kucharka szybko przynosi kolejną i stawia na tacy, z którą czekam aż chłopak weźmie swoją i udamy się do mojego wypatrzonego stolika przy ścianie, lecz Niall najwyraźniej ma innego plany. Chwile rozgląda się po pomieszczeniu i wybiera miejsce w prawie samym centrum stołówki. Ostatecznie decyduję się aby pójść za nim, ale tylko dlatego że prawie nikogo prócz jego i paru innych osób tu nie znam.
- Smacznego - mówię gdy zaczynamy jeść. Niezdarnie łapię za widelec, który sekundę później wypada mi z dłoni parę metrów ode mnie. Tak świetnie, brawo Carolyn. Widzę jak Niall śmieje się pod nosem, a gdy karcę go wzrokiem, unosi ręce w geście obronnym. Podnoszę się i wyszukuję widelec, a gdy go odnajduję ruszam, aby go podnieść. Kiedy mój wzrok ląduje ku górze, zauważam ten chytry uśmieszek wymalowany na jego twarzy. Rzucam oczami i szybko wracam na swoje miejsce, lecz zanim to robię chłopak, łapie mnie za ramię.
- Usiądziemy razem - mówi stanowczo, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Przykro mi, ale siedzę już z Niall'em - odpowiadam mu z nutką sarkazmu w głosie, na co zabawnie marszczy czoło.
- Świetnie, więc usiądziemy razem.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)

niedziela, 5 stycznia 2014

Siódmy

Nie mogę opanować rosnącej temperatury mego ciała. Czuję jak pojedyncze iskierki wytwarzają się pomiędzy nami. Czuję jak pocą mi się dłonie. Czuję jego oddech zbyt blisko mojego. Muszę to wszystko przerwać, albo stanie się coś złego.
Chłopak obraca nas i teraz to ja jestem odwrócona plecami do ściany. Jedną rękę kładzie na mojej talii, a drugą podpiera się o ścianę. Swoimi pełnymi ustami wyznacza drogę na moim ramieniu i zatrzymuje się w zgłębieniu pomiędzy moją szyją a barkiem. Jego loki łaskoczą moją skórę, a oddech wręcz parzący zostawia czerwone ślady, przez co z moich ust wydobywa się ciche westchnięcie.
- Nigdy nie miałem okazji zobaczyć, jaka jesteś piękna - przejeżdża ustami i lekko zahacza zimnym kolczykiem w wardze o mój policzek, na co automatycznie się zaczynam się trząść - Spokojnie, nic ci nie zrobię - mówi, a ja czuję jak moje policzki momentalnie zmieniają swój kolor. Speszona odwracam głowę na bok i dostrzegam znaną mi postać. Wysoka blondynka z wrednym spojrzeniem, dokładnie mierzy mnie i Harry'ego. Czuję się jak idiotka. Przecież przed chwilą widziałam ich jak wychodzili z WC. Dziewczyna poprawiała swoją sukienkę... Zaraz, zaraz. Ugh, jesteś kretynką Carolyn!
- Ona czeka na ciebie - mówię, a Harry spogląda w jej stronę. Gdy go odpycham, zauważam jego zawiedzione spojrzenie.
To ja powinnam być zawiedziona, nie on. Zresztą nic nas nie łączy. To była zwykła gra, gra uczuć. Chciał mnie sprawdzić, czy przejmowałabym się gdyby coś mu się stało. Faktycznie udało mu się, wygrał a ja przegrałam.
Wybiegam z jego domu oraz posiadłości. Pozwalam łzom wypływać swobodnie z moich oczu, a gdy pojedyncze, zimne powiewy wiatru otulają moje rozgrzane policzki, czuję się trochę lepiej.
Dlaczego płaczę? Nic do niego nie czuję, ale jednak płaczę. Może dlatego, iż jestem ogromnie upokorzona sprawą, że nie dałam rady go powstrzymać. Coś mnie sparaliżowało, a on mógł robić ze mną co tylko chciał. To tak cholernie beznadziejne. Ja jestem beznadziejna bo sam fakt, że oboje wychodzili z łazienki w tym samym momencie powinien mnie od niego odrzucić, ale tak się nie stało.
Wyjmuję z torebki czystą chusteczkę i wydmuchuję szybko w nią nos, a następnie wyrzucam do kosza na pobliskim przystanku autobusowym. Gdy zaczyna padać deszcz, przeklinam się w myślach, że nie wzięłam jakiegokolwiek parasola lub nieprzemakalnej kurtki. Nie zwracam uwagi na to że jest środek nocy, po prostu biegnę przed siebie. Kiedy chowam się pod drzewem, zauważam czarny duży samochód zwalniający niedaleko mnie.
Przerażona patrzę jak zatrzymuje się około trzy metry ode mnie a drzwi kierowcy się otwierają. Chłopak podchodzi do mnie na tyle blisko żebym mogła go rozpoznać.
- Carls? - mruży oczy i przygląda mi się uważnie.
- Louis? - pytam po czym oboje wybuchamy śmiechem.
- Co ty tu robisz? Myślałem że jesteś na imprezie.. z Harry'm - zabawnie poruszył brwiami - No wiesz.. Chyba mu wpadłaś w oko. Ok bo zaraz się rozgadam. Wsiadaj, rozchorujesz przez tą pogodę - łapie mnie za ramię i prowadzi w stronę samochodu. Niepewnie wchodzę do środka. Niepewnie dlatego bo znam go niecały dzień, ale wydaje mi się być godny zaufania.
- On raczej jest zainteresowany swoją dziewczyną Melissą - mówię a Lou wybucha śmiechem.
- Harry i Melissa.. Razem, haha - wyśmiewa się z tego co powiedziałam. Dlaczego? - Oni nigdy nie byli razem. Z tego co pamiętam i co widzę to raczej tylko ona na niego leci, a nie odwrotnie. Jedyne co mogą robić to..
- Ok, nie kończ - przerywam mu. Dokładnie wiem co chce powiedzieć.
- Sorry. Możemy zmienić temat, jeśli chcesz - mówi cicho i odpala silnik samochodu.
- Jasne - staram się na uśmiech i zapinam pas bezpieczeństwa.
Droga mija nam niezwykle szybko i w miłej atmosferze. Louis jest zupełnie inny niż Harry. Jest przyjacielski, ma niezwykle duże poczucie humoru, nie jest porywczy ani nachalny. Zanim się orientuję jesteśmy już pod akademikiem.
- No to było miło, a teraz zmykaj do wyra spać - żartuje Lou i klepie mnie po ramieniu.
- Dziękuje za podwózkę. Gdyby nie ty byłabym cała mokra...
- Brzmi to dwuznacznie - chłopak śmieje się, a ja znów czuję się jak idiotka.
- Ym, to ja już pójdę. Dzięki jeszcze raz. Do zobaczenia - wysiadam z samochodu i macham mu zanim jeszcze zanim wyjeżdża za bramy college'u.
Z torebki wyciągam swój komplet kluczy i otwieram je, po czym ponownie zamykam od środka. Buty i ubranie zostawiam w pokoju, a do ręki biorę czysty ręcznik oraz pidżamę. Szybko wykonuję wieczorną toaletę i lekko odświeżona kładę się do łóżka aby zasnąć.
Nie przychodzi mi to łatwo, gdyż moje myśli są przy Perrie. Czuję wyrzuty sumienia z tego powodu że musiałam ją zostawić na całą noc w willi Harry'ego. Martwię się czy wszystko jest ok i czy jest bezpieczna. Powinnam była pójść na górę i ją stamtąd zabrać. Jakoś bym dała radę tutaj wrócić.
Przez najbliższą godzinę wiercę się i zamartwiam co się dzieje z Pezz. W końcu nie wytrzymuję i szybko wystukuję smsa.
Do: Perrie
Wszystko w porządku? Martwię się, proszę odpisz.
Odkładam telefon na szafkę nocną oraz gaszę lampkę w nadziei, że może uda mi się zasnąć.
Odpowiedź na wiadomość przychodzi nie dłużej niż pięciu minutach.
Od: Perrie
Wszystko ok. Pezz teraz śpi. Z samego rana ją przywiozę do pokoju. Zayn x
Moje zdenerwowanie szybko mi przechodzi gdy dwa razy z rzędu czytam tekst.
Do: Perrie
Dziękuję że odpisałeś. Prawdopodobnie bym nie spała całą noc. Dobranoc. x
W odpowiedzi także otrzymuję od chłopaka "Dobranoc" po czym ponownie odkładam telefon na szafkę i po zaledwie paru minutach zasypiam.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)

sobota, 4 stycznia 2014

Szósty

Jego twarz przybiera groźny wyraz. Tęczówki nagle ciemnieją, usta są ściągnięte w wąską linię, a pomiędzy brwiami tworzy się pionowa zmarszczka. Jestem kompletnie zdezorientowana jego nagłą zmianą, wręcz mroczną. Gdy zamierzam wyjść, łapie mnie za rękę, lecz ja szybko ją wyrywam i biegnąc truchtem staram się odnaleźć Perrie. Muszę jej powiedzieć, że chcę abyśmy wracały już do domu.
- Cholera - mówię gdy nie mogę jej odnaleźć. Nie ma jej w miejscu gdzie ją ostatnio widziałam z resztą grupy, a zastałam tam tylko Lou i Liam'a, którzy rozmawiając popijali swoje drinki.
- Szukasz kogoś? - czuję czyjąś ciepłą dłoń na moim ramieniu. Odwracam się, aby za chwilę zauważyć szeroko uśmiechającego się do mnie Niall'a.
- Ym, nie - mówię, ale za chwilę się poprawiam - W zasadzie to tak. Szukam Perrie.
- Ostatnio widziałem ją kompletnie pijaną i tańczącą na stole z Zayn'em - tańczyła na stole? To zupełnie do niej nie podobne. Musi być rzeczywiście pijana, przez co zaczynam się o nią martwić. Rozglądam się dookoła, w nadziei, że gdzieś ją zauważę. Niall przygląda mi się z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Poszła na górę z Zayn'em, więc raczej tak szybko nie wrócicie do akademiku - mówi obejmując mnie ramieniem.
- Niall.. A może ty byś mnie zawiózł? - jest moją ostatnią deską ratunku. Nie mam zamiaru być tu ani chwili dłużej.
- Odwiózłbym cię gdzie tylko chcesz, ale chyba widzisz co trzymam w ręku.
- Racja, przepraszam - mówię, gdy zauważam butelkę piwa pomiędzy jego palcami. Powinnam być bardziej spostrzegawcza.
- Sorry Schen, ale muszę lecieć, bo ktoś mnie woła - gdy mnie puszcza znowu czuję się bezradna. W nim była moja ostatnia nadzieja na jakikolwiek powrót.
Już dawno nie słyszałam, kiedy mówił na mnie Schen. Jest to skrót od mojego stosunkowo długiego nazwiska. W szkole Niall tak zawsze mnie nazywał. Byliśmy zawsze w trójkę najlepszymi przyjaciółmi, wliczając też Perrie. Zawsze trzymaliśmy się razem i ogromnie się cieszę, że ta przyjaźń przetrwała aż do dzisiaj. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale martwi mnie to, że mimo jego tego samego charakteru, chłopak zmienił środowisko, swój styl i należy teraz do grupy Harry'ego.
Wychodzę na zewnątrz. Naciągając mocniej na siebie kurtkę, idę pomiędzy różnymi samochodami stojącymi przy domu. Żałuję, że tu przyszłam. Żałuję każdej chwili spędzonej w tym miejscu. Gdybym była bardziej rozsądna, nie musiałabym się przejmować, jak mam wrócić do swojego pokoju.
Siadam na murku przy ogrodzeniu posiadłości. Wyciągam telefon, aby zadzwonić do Pezz. Pierwszy sygnał.. Drugi.. Kolejny. Nic. Chyba Niall ma rację, że jest teraz zbyt zajęta. Och, ironio.
- Kurwa, sorry - piszczy jakaś wysoka brunetka, gdy wywraca się na mnie i resztki jej napoju wylewają się na mój strój. Gorzej być nie mogło. Teraz cała śmierdzę tą okropną wódką.
Wymierzam jej groźne spojrzenie, a ta tylko chichocze i chowa twarz w ramię. Wydać po niej, że nie kontaktuje zbyt dobrze gdy chodzi wężykiem po chodniku i co chwilę zalicza glebę.
Wstaję, zarzucam torebkę na ramię i znów idę w kierunku willi Harry'ego. Przeciskam się pomiędzy tańczącymi ludźmi. Przechodzę w korytarz, gdzie jest zupełna cisza. Jakby to było jakieś odizolowane miejsce od reszty domu. W poszukiwaniu łazienki, sprawdzam prawie każde drzwi. Gdy zaglądam do środka akurat przeszkadzając komuś w TYM momencie, szybko je zamykam nic się nie odzywając.
Zostały mi jeszcze jedne, umieszczone na końcu korytarza. Nie jestem pewna czy mam je otwierać, czy raczej pójść na górę i poszukać jeszcze tam. Decyduje się na otworzenie, iż dostrzegam napis na drzwiach "WC". Łapię za klamkę, ale drzwi otwierają się pierwsze i w efekcie końcowym, dostaję mocno w nos. Kurwa, cholera, ja pierdole! Jak to boli. Staram się rozetrzeć bolące miejsce dłonią. Oczy mam zupełnie załzawione, ale dostrzegam śmiejącą się Melissę poprawiającą swoją sukienkę, a następnie wychodzącego za nią Harry'ego. Boże święty czy to jest jakiś burdel, bo chyba jestem prawie pewna, że tak. Opieram się o ścianę kompletnie wymęczona tym wszystkim i zaczynam cicho płakać. Dziewczyna i Harry patrzą się na mnie, jak na idiotkę, a na jej twarzy widzę dodatkowo wielkie rozbawienie sytuacją, iż przed chwilą oberwałam od niej drzwiami. Teraz patrzyła się na mnie z wyższością. W dodatku cała śmierdzę wódką i nie mam siły, aby podejść do tej cholernej umywalki.
- Ups - wyrywa jej się i nie przestaje się śmiać. Jak można chodzić czy cokolwiek robić z takim pustakiem? Gdybym była chłopakiem, w życiu bym nie tknęła kogoś takiego. Moja niechęć do dziewczyny rośnie z każdą minutą, godziną, wręcz sekundą!
- Ups?! Kurwa tylko na tyle cię stać?! - krzyczę. Widząc jej kompletne zdziwienie, z resztą tak samo jak i Harry'ego, jestem z siebie zadowolona i wchodzę do łazienki zamykając z trzaskiem drzwi. Podpieram się rękoma o umywalkę, a złość powoli ulatuje ze mnie gdzieś w powietrze.
Biorę ręcznik wiszący obok, namaczam go pod bieżącą wodą i staram się wytrzeć nieprzyjemny zapach z materiału sukienki. Powtarzam czynność jeszcze dwa razy i pryskam miejsce jakimś damskim dezodorantem, stojącym na łazienkowej szafce. Myję dłonie i przecieram lekko ręcznikiem papierowym moje wilgotne oczy.
Jak ja teraz wrócę do akademiku? Czuję się jeszcze gorzej niż godzinę temu.
Z dłuższych rozmyślań, wyrywa mnie pukanie do drzwi.
- Już wychodzę - krzyczę, gdy słyszę jak ktoś zniecierpliwiony wali wręcz pięścią. Ale zdesperowany, myślę i biorąc torebkę do ręki otwieram drzwi. Czuję jak o coś uderzam, a tym kimś okazuje się brunet w lokach.
- O boże, przepraszam. Nie chciałam - podchodzę do niego bliżej aby zobaczyć, czy coś bardziej poważnego mu się stało. Chłopak chowa twarz w dłoniach, a ja z nerwów zaczynam się lekko trząść. Serio nie chciałam go uderzyć, to było niechcący.
- Harry, nic ci nie jest? - pytam zmartwiona dotykając jego ramienia i próbuję złapać z nim kontakt wzrokowy. Nigdy wcześniej nie dostrzegłam, że jest taki umięśniony. To jest chyba jedna z rzeczy, które pociągają dziewczyny w otoczeniu Harry'ego. Podnosi jedną dłoń i patrzy na mnie z chytrym uśmieszkiem.
Co za cham! On tylko udawał.
- Ugh, jesteś beznadziejny! - mówię odchodząc, lecz sytuacja się powtarza i łapie mnie za rękę mocno do siebie przyciągając.
- Sprawdzałem, czy przejęłabyś się gdyby coś mi się stało - moja klatka piersiowa unosi się i opada w przyspieszonym tempie. Gdyby nie muzyka, którą ktoś dzięki Bogu pogłośnił, chłopak usłyszałby moje szybko bijące serce.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)