Obserwatorzy

nowe fanfiction

piątek, 21 marca 2014

Dwunasty

Halo, rozsądku?
Gdzie ty się podziałeś?
Wracaj tu natychmiast!
Chichoczę pod nosem gdy docierają do mnie słowa, o których przed chwilą pomyślałam. Zdecydowanie przesadziłam z procentami, a Pezza zapewne już odchodzi od zmysłów. Z resztą co ja obchodzę pannę Edwards? Ona woli spotykać się ze swoim figo-fago, zamiast doradzić przyjaciółce w potrzebie. Nienawidzę tak żyć z myślą, że nikogo na tym świecie nie obchodzę. To przytłaczające.
Wracając do Lay. Tak jak przypuszczałam, umówiła się z kolesiem od drinków. Eh, cała ona.
Kiedy jedną ręką podpieram się o balustradę na przystanku, drugą próbuję wyszukać telefon w kieszeni mojej kurtki. Na daremno, nie ma go tam. Cholera chyba ktoś mnie okradł.
Staram się przejść kawałek dzielący poręcz od ławki autobusowego przystanku, lecz procenty dają o sobie znać i skutecznie mi w tym przeszkadzają, a w efekcie końcowym ląduję na twardym betonie. Śmieję się ze swojej niezdarności i podnoszę się aby usiąść na drewnianych deskach.
W tym samym momencie czuję na sobie mocno rażące w oczy reflektory, a ostre hamowanie wytwarzające ten nieznośny pisk opon, rozdrażnia bardzo mój wyostrzony słuch.
- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? - mężczyzna odzywa się bezczelnym tonem. Od razu rozpoznaję właściciela tego głosu i wywracam oczami. Co za diabeł go tu sprowadził? - Myślałem, że panienka nie pije. Nie ładnie tak kłamać - kręci głową, nie szczędząc sobie docinek.
- A ty co tu robisz? - pytam, podchodząc do niego bliżej, a gdy się chwieję słyszę jego stłumiony śmiech.
- Wiesz, myślę, że to nie twoja sprawa.
- W takim razie, po co się zatrzymałeś? - mówię powoli, aby zrozumiał każde słowo. Chcąc zobaczyć go wyraźniej, mrużę oczy, co jestem pewna, wygląda przezabawnie z jego punktu widzenia.
- Skarbie, za dużo pytań - gdy próbuje położyć dłoń na moim ramieniu, łapię go za nadgarstek i chwilę zastanawiam się nad moimi poczynaniami. Czy ja pierwszy raz go od siebie odepchnęłam? Tak, zdecydowanie mi się udało. Od kiedy jestem taka odważna?
- Przepraszam, ale się śpieszę - mamroczę i staram się wyminąć jego sylwetkę. Ruchy chłopaka są szybsze niż przypuszczałam i nim daję radę odejść na bezpieczną odległość, przerzuca mnie sobie przez ramię - Puść mnie w tej chwili! - krzyczę, kiedy on nie ma nawet minimalnej chęci aby wykonać moją prośbę.
- Jutro będziesz mi dziękować - umieszcza swoją dłoń pod moją pupę, gdy mocniej okładam go pięściami w plecy.
- Puść mnie idioto! - wiercę się na wszystkie strony, a chłopak w końcu się zatrzymuje.
- Wsiadaj - żąda otwierając drzwi jego samochodu.
- Nie.
- Liczę do trzech. Jeżeli nie wsiądziesz sama, zrobię to za ciebie i obiecuję, że nie będę delikatny - mówi twardo, mocniej zaciskając dłoń na drzwiach auta. Widząc iskry złości w jego zazwyczaj pogodnych tęczówkach, wolę się mu nie narażać. Kiedy czuję jak strach przed nim ogarnia moje ciało, przychodzi mi na myśl próba ucieczki. Tylko w jaki sposób to zrobię? Wyminąć go? Nie dam rady - Raz - Przeskoczyć? Prędzej się wywrócę - Dwa - Błagam idź sobie, ale mnie zostaw w spokoju - Wsiadaj, kurwa! - krzyczy, aż podskakuję ze strachu do góry. Pospiesznie wykonuję jego polecenie i z trzaskiem zamykam drzwi auta.
- Zrób tak jeszcze raz, to ja trzasnę tobą - jego ton jest jeszcze bardziej zły, kiedy bez szacunku traktuję jego samochód. Powoli odpala silnik i rusza z miejsca. Nie jestem pewna co mam ze sobą zrobić. Skulić się w kłębek czy może siedzieć sztywno jak deska? Ani jedno, ani drugie nie jest dobrym rozwiązaniem w obecnej chwili. Ta obecna chwila nie powinna mieć miejsca. Czuję jak mój umysł zaczyna trzeźwieć, znacznie gorzej jest z ciałem.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz lub votes :)

poniedziałek, 17 marca 2014

Jedenasty

Leżąc na łóżku i czytając ostatnie rozdziały książki "50 Twarzy Greya", spoglądam na mój nadgarstek. Wciąż jest nieco zaczerwieniony i boli, ale na pewno nie bardziej, niż to co mam na mojej szyi. Tak, Harry nie szczędził sobie pracy i zrobił mi malinkę. Przez ostatnią godzinę próbowałam pozbyć się tego okropnego czucia jego ust na mojej skórze, dotyku jego dłoni umieszczonej na mojej talii oraz tego zapachu wanilii. Myłam kark już chyba ponad kilka razy. Dlaczego jeśli on mnie tak obrzydza, nie potrafiłam go odepchnąć?
- Co to było? - słyszę głośny ton Pezzy kiedy wparowuje do pokoju - Carolyn, musimy porozmawiać.
- O czym? O tym, że jakiś wariat nie chce mnie zostawić w spokoju? - pytam, zamykając książkę, uprzednio nie wsadzając zakładki pomiędzy strony.
- Nie wariat.. Określiłabym go trochę inaczej.
- Ale nie rozumiem jak! Przez niego zapewne moje nawet nie zaczęte relacje z wykładowcami, znacznie się pogorszyły - mówię oburzona.
- Och, spokojnie. On ma w zwyczaju być taki.. - dziewczyna na chwilę się zamyśla, a moja ciekawość osiąga już poziom hard - taki uparty. Ale jeśli chodzi o związki, to musisz na niego uważać.
- Gdyby nie był taki uparty, jak go określiłaś, byłoby o wiele łatwiej.
- Nie rozumiem? - Perrie wpatruje się we mnie uważnie, a ja uświadamiam sobie, że powiedziałam parę rzeczy za dużo. Usilnie staram się zmienić temat, a po paru minutach w końcu mi się udaje. Pezz nie jest zbytnio zadowolona faktem, iż nie chcę jej powiedzieć o co dokładnie chodzi. Dowodem jest to, że wyszła z pokoju dając mi tylko sygnał - mam zamiar spotkać się z Zayn’em. Wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowałam, ona po prostu wolała wyjść. Cudownie.
W tej chwili mam tylko ochotę zrobić to samo. Wyjść, odprężyć się i zapomnieć o sytuacji z rana. Jednak mój zdrowy rozsądek zabrania mi tego, aby upić się a potem beztrosko udawać, że nic się nie stało. Gdy zerkam na zegarek, jest równo w pół do siódmej wieczorem. Mam czas, aby wyjść do baru, wypić przynajmniej colę z kostkami lodu i przemyśleć to wszystko, od początku do końca i tak w kółko.
Ubieram kurtkę i białe niskie conversy, po czym wychodzę, nie biorąc ze sobą nic, prócz pieniędzy. Powoli idę ciemnymi już uliczkami Londynu, jedynie oświetlonymi przez latarnie. Drżę gdy wiatr wieje mocniej i bardziej opatulam szyję szalikiem. Parę minut później znajduję się już pod knajpą. Krzywię się, gdy wyczuwam mocny zapach grzanego wina oraz innych trunków, lecz nie zawracam się i siadam na barowym stołku naprzeciwko kelnera. Z głośników można usłyszeć wydobywające się nuty piosenki Lorde - Royals, obecnie wielkiego hitu piosenkarki. Kiedy zamawiam samą colę, barman jest nieco zaskoczony, ale nie każdy musi pałać sympatią do alkoholów prawda? Mnie one obrzydzają, nienawidzę tego pieczenia w gardle. Raz spróbowałam i wystarczy mi chyba już do końca życia. Tak myślę.
- Carolyn! - woła za mną przyjemny damski głos, który od razu rozpoznaję.
- Layla - uśmiecham się szeroko.
- Co tu robisz? - pyta zamykając mnie w szczelnym uścisku - Myślałam, że ty dalej w Chaster jesteś..
- Niedawno przyjechałam tu na studia, razem z Perrie - odwzajemniam jej gest. Gdy dziewczyna puszcza mnie widzę jej twarz. Tak mało się zmieniła odkąd ostatnio się spotkałyśmy. Wciąż jest tak samo niska, wciąż ma śliczne brązowe lekko falowane włosy oraz kryształowo-piwne oczy, po prostu cudne.
- To w takim razie musimy to oblać, skarbie - dziewczyna bierze mnie pod rękę i prowadzi w stronę barku, przy którym przed chwilą siedziałam.
- Och, ale ja nie piję - mówię i trochę krzywię się, gdy uderza we mnie woń wódki, roznosząca się po lokalu.
- Daj spokój, Carls. Jeden shot Ci nie zaszkodzi – mruga, po czym zamawia u barmana jedną rundkę. Kiedy polewa nam ciecz do kieliszków, czuję że Layla nie odpuści na tylko jednym. Wiem do czego jest zdolna, akurat z alkoholem. To jest chyba jej jedyna wada.. Och i prócz tego że jest ogromną flirciarą, to ją strasznie kocham. W sensie jak przyjaciółkę, oczywiście.
- A ty? Co tu robisz? - pytam ją na co zaczyna nerwowo stukać paznokciami o blat i bawić się kieliszkiem.
- A pracuję.. Tu i tam - uśmiecha się pod nosem i przenosi swój wzrok na mnie - Och błagam Cię! Nie pracuję tam gdzie sobie myślisz - wybucha śmiechem po czym z niedowierzaniem kręci głową.
- To gdzie? - zaciekawiona, zakładam nogę na nogę.
- W pobliskiej siłowni. W prawdzie na recepcji, ale na pensję nie narzekam, a w dodatku to jest na co popatrzeć - chichocze a chwilę później sama do niej dołączam - Jest tam taki jeden. Zawsze chodzi zamyślony i ciągle uderza w ten sam worek. Przypuszczam, że trochę boksuje. Oprócz tego, to jest niesamowicie przystojny i ma dużo tatuaży.
Chcąc nie chcąc moje myśli skierowały się ku Harry'emu. Jego silne spocone ciało, skupione na tylko jednej rzeczy. Dłonie obolałe z każdym kolejnym uderzeniem nabierały siły na następne. Niesforne loki związane bandanką, mimo wszystko mokre od wysiłku pracy.
- Halo, Carls! - gdy dziewczyna pstryka palcami tuż przed moją twarzą, wybudzam się z transu i nieco zła patrzę na nią z pod byka - Żyjesz? - pyta rozbawionym głosem.
- Taa - stwierdzam po dłuższym namyśle. W zasadzie, dlaczego sobie go wyobrażałam? Layla mogła mówić o wielu innych chłopakach, ale nie akurat o nim.
Stukamy się kieliszkami i staramy się w tym samym momencie przełknąć płyn. Gdy czuję, jak ogrzewa moje wnętrze i kiedy jednocześnie nieprzyjemnie przy tym szczypie, mam ochotę zwrócić procenty. Parę razy oblizuję wargi, aby szybciej pozbyć się gorzkiego smaku uwięzionego na moich ustach. Wspominamy stare czasy, jeszcze podstawówki, gdy siedziałyśmy razem w ławce i takie tam szkolne duperele. Nawet nie zauważam gdy piję już trzeci kieliszek. Tym razem nie odczuwam, aż tak mocnego pieczenia w gardle, przeciwnie, bardzo mi smakuje. Czy to źle?
- Oj, Carls, starczy - hamuję mnie dziewczyna, gdy chcę zamówić kolejnego drinka.
- Racja, powinnam już iść - informuję ją i gdy próbuję wstać z miejsca lekko się chwieję. Lay śmieje się pod nosem, z resztą tak samo jak i ja.

~~~~~~~~~~~~~
Od Autorki:
Wiem, przepraszam, że tyle czasu nie było rozdziału. Jeśli dam radę, POSTARAM SIĘ zrobić double update – czyli, że kolejny może być dzisiaj albo ewentualnie jutro wieczorem. Jeśli jednak mi się nie uda to przepraszam. Ach i nie było w tym rozdziale Hazzy, jedynie w myślach Carolyn (hihi).

ZAPRASZAM TEŻ NA NOWE OPOWIADANIE:
pearlsfanfic.blogspot.com

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw swój komentarz :)

niedziela, 2 lutego 2014

Dziesiąty

Budzi mnie dźwięk SMSa. Powoli otwieram oczy i dostrzegam jeszcze nocny blask księżyca, próbujący wedrzeć się do pokoju przez zasłonę w oknie. Podnoszę się i jedyne co dostrzegam, to brak Harry'ego na moim łóżku. Ugh, czy to nie brzmi dziwnie, bo jestem pewna, że tak.
Wydarzenia z wczorajszego wieczoru odtwarzają się na nowo w mojej głowie. Wzrok chłopaka ze skupieniem wpatrujący się w ekran laptopa, następnie skierowany na mnie oraz ten ukryty pod wachlarzem długich rzęs.
Zastanawiam się, co by było gdybym odwzajemniała jego niektóre uwodzicielskie spojrzenia wyćwiczone już na poziom bardzo dobry. Z pewnością mogę to stwierdzić, zwłaszcza po tym w jaki sposób reaguje na niego Melissa. Nie mam pojęcia czemu moje i jej relacje aż tak źle się układają. W prawdzie już jej pierwsze chłodne spojrzenie i zachowanie w windzie dosyć mocno mnie zdenerwowało. Ale co ja robię takiego złego, że ją to aż tak bardzo to denerwuje?
Zbyt dużo rozmyślam nad tą sytuacją. Staram się wymazać z głowy wczorajszy obraz Harry'ego oraz wredny wzrok blondynki.
Podchodzę do półeczki, z której rozświetla się światło od ekranu mojej komórki. Odblokowuję go i wchodzę w wiadomość. "Hej Carls! Nie mam pojęcia, która teraz jest godzina w UK, ale mam nadzieję, że cię nie obudziłam czy coś. Słyszałam, że teraz mieszkasz w Londynie i pomyślałam sobie, czy nie chciałabyś się spotkać. Przyjeżdżam na weekend. Spenc Xx" - po odczytaniu mimowolnie uśmiecham się do ekranu. Strasznie długo nie widziałam się ze Spencer, aż przykro że mój tata tak zaniedbał kontakty z rodziną od strony mojej matki. Dziewczyna mieszka w USA, zresztą jak kiedyś moja mama. Tam się urodziła i mieszkała ze swoimi rodzicami, lecz gdy skończyła dwadzieścia lat przeprowadziła się do Londynu, aby studiować. Potem poznała mojego ojca i wyjechali do jego rodzinnego miasta - Chaster. Historia dosyć długa, można by opowiadać ją godzinami. Skrywa też liczne sekrety. Jestem tego w stu procentach pewna, zwłaszcza po tym jak moja babcia od strony mamy zawsze krzywo patrzyła na mojego tatę. Wolę jednak zakończyć rozmyślanie na temat o mojej rodzinie, dlatego szybko wystukuje odpowiedź do kuzynki.
"W zasadzie to mnie obudziłaś... Ale cieszę się ogromnie że przyjeżdżasz. Tęsknie bardzo! Carls xx". Odkładam telefon na szafkę nocną, lecz nie na długo bo po chwili w pokoju rozlega się dzwonek SMSa. "To do zobaczenia w niedzielę!! Spencer x(:".
Poprawiam łóżko Pezz, a następnie układam się pod swoją kołdrę. Bardziej przyciskam twarz do poduszki próbując zasnąć, gdy nagle wyczuwam obcy zapach. Jest to woń wanilii wymieszana ze świeżymi malinami, jakby dopiero co zerwanymi z krzaka. Och, cudowny. Mrugam dwa razy zanim dociera do mnie do kogo zapewne on należy. Nie, nie, to nie możliwe.
Zanim zasypiam, słyszę przekręcanie klucza w zamku i lekkie skrzypienie drzwi. Podnoszę głowę znad poduszki i w ciemnościach dostrzegam drobną posturę Perrie.
- Śpij, śpij. Przepraszam - mówi opiekuńczo, a gdy zamyka się w łazience, czuję jak moje ciało ogarnia zmęczenie i po chwili odpływam do krainy Morfeusza.
Pierwszy dzień wykładów musi wypaść jak najlepiej. Tak samo dla mnie jak i profesorów. Nie mogę popełnić żadnego błędu, bo pierwsze wrażenie jest najważniejsze dla każdego.
Przebieram się w dżinsowe rurki, białą koszule oraz pasujące do zestawu buty na płaskiej podeszwie. Do torby wkładam najpotrzebniejsze rzeczy oraz parę książek i notesy.
- Carls, która godzina? - pyta mnie Pezz, niemalże biegając w pośpiechu po całym pokoju.
- Czterdzieści po siódmej - informuję ją i zakładam torbę na ramię, ostatni raz przeglądając się w lustrze. Włosy pozostawiam rozpuszczone, a makijaż jest niewielki, prawie niewidoczny.
- Wychodzimy - apeluje Perrie kierując się w stronę wyjścia.
Niedługo potem znajdujemy się na wielkim korytarzu, po którym parę dni temu oprowadzał mnie Harry. W prawdzie nie oprowadzał, bo pokazanie paru rzeczy na uniwersytecie nie można nazwać oprowadzaniem, ale na moje szczęście pamiętam to miejsce i wiem jak do niego dotrzeć. Zajmuję wolne miejsce w drugiej ławce przy ścianie, a Perrie obok mnie.
Pierwsza lekcja, tak jak z resztą przypuszczałam, jest organizacyjna czyli podawany jest plan, zasady, regulaminy itp.
Moje krótkie rozmyślania przerywa nagle otwieranie drzwi sali.
- Pan Styles jak zwykle spóźniony - profesor patrzy na chłopaka kątem oka, trzymając w ręku liczne papiery. Harry zupełnie go olewając, zajmuje miejsce. Tylko szkoda, że to miejsce znajduje się tuż za mną.
W niedopiętej do końca koszuli oraz czarnych obcisłych rurkach, które ma na sobie, wygląda niesamowicie gorąco. Loki na grzywce ma zaczesane do tyłu, a po bokach zostawione swobodnie. Zauważam jak większość dziewczyn w klasie patrzy na jego ciało z pożądaniem. W sumie to się im nie dziwię…
Zanim siada, puszcza oczko w moją stronę, a ja dopiero teraz zauważam, że ciągle nie spuszczałam z niego wzroku. Czuję jak temperatura mojego ciała nagle się podnosi, a w pomieszczeniu staje się duszno, jak nigdy przedtem.
- Musimy to kiedyś powtórzyć - słyszę za sobą niski, głęboki głos Harry'ego, prawie szepczący mi do ucha.
Co takiego powtórzyć? Wczorajszy wieczór, imprezę? Nie ma mowy.
- Chciałabym ci przypomnieć, że Melissa siedzi o tam - wskazałam na blondynkę oglądającą w tej chwili swoje paznokcie - Bo chyba pomyliły ci się osoby.
- To nie było do niej – mówi, a ja odwracam się w jego stronę i od razu widzę jego rozpromienioną twarz.
- Raczej było - mówię przymrużając lewe oko i udając, że nie wiem o co mu chodzi.
- Czy ja aby państwu nie przeszkadzam? Jeśli was nie interesuje to co mówię, spokojnie możecie opuścić salę, bo nie jesteście tu dla mnie, lecz dla siebie - przerywa nam profesor. Zmieszana odwracam się w stronę tablicy starając się olać ludzkie spojrzenia na mnie i Harry'm, w tym Perrie.
- Z przyjemnością pójdziemy - odzywa się chłopak za mną - Chodź Carolyn - z niedowierzaniem patrzę w jego stronę, gdy wyciąga do mnie rękę. To oczywiste, że nigdzie z nim nie pójdę, jest to ostatnia rzecz jaką bym chciała. Nie mam zamiaru zawalić przez niego pierwszej relacji z wykładowcą.
- Powiedziałem, chodź - mówi szorstko, a gdy szukam pomocy u przyjaciółki, szybko pakuje moje rzeczy, aby za chwilę wyciągnąć mnie z klasy.
- To nie ostatnia lekcja - mówię kiedy znajdujemy się poza klasą, na cichym korytarzu. Można by doskonale wszystko usłyszeć, gdyby nawet ktoś mówił szeptem.
- Dla nas tak - uśmiecha się zadziornie i nie puszczając mojej ręki, ciągnie mnie w stronę wyjścia.
- Musiałabym być idiotką, żeby gdziekolwiek z tobą iść - słowa w prawdzie nie do końca przemyślane, wypływają z moich ust. Szybko wyrywam nadgarstek z jego uścisku i zmierzam w kierunku łazienki. Nie muszę długo czekać, aż słyszę jego kroki za mną. Kiedy resztę dystansu próbuję przebiec, ktoś niespodziewanie łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Torba spada mi z ramienia robiąc przy tym niemały hałas.
Chciałabym teraz wrócić do klasy i przeprosić pana Shelleya za to, że pozwoliłam się wyciągnąć Harry'emu. Chciałabym dowiedzieć się czemu tak naprawdę chłopak się na mnie uwziął. Tyle jest innych dziewczyn dookoła. Do wyboru, do koloru.
Chciałabym aby Perrie, powiedziała mi o nim coś więcej, albo Niall, w zasadzie mam wrażenie, że on go może znać lepiej. Nie potrafię sobie wyobrazić, co teraz myśli sobie Horan. Pewnie jest okropnie wkurzony na mnie, ale...
- Nie jesteś idiotką, a teraz wsiadaj do samochodu, albo zrobię to za ciebie, Piękna - przez te moje głębsze zamyślenia, chłopak spokojnie przyprowadził mnie pod jego auto. Idiotka.
- Słucham? Powiedziałam już, że nigdzie z tobą nie pojadę - szamoczę się na daremne, gdy Harry nawet nie próbuje poluźnić zacisku jego dłoni na moim nadgarstku. Odczuwam lekki ból, gdy nawet ściska go mocniej. Patrzę na wszystko, byle nie na jego twarz, a punktem mojego obecnego "zaciekawienia" okazuje się być ogromne drzewo rosnące nieopodal budynku szkoły. Czuję jak wiatr rozwiewa moje włosy w prawą stronę a one zaś opadają na boczną szybę samochodu.
I wtedy robię błąd. Mój niekontrolowany wzrok leci w stronę jego tęczówek badających każdy najmniejszy skrawek mojej twarzy. Gdy przybliża się nieco i puszcza mój nadgarstek, aby następnie dłoń umieścić na karoserii samochodu, a drugą na mojej talii, czuję małą ulgę, lecz tylko na mojej lekko zaczerwienionej ręce. W środku jestem spanikowana jego poczynaniami w stosunku do mnie. Ponownie zerkam w jego oczy, aby dostrzec, że w blasku słońca mienią się niczym szmaragdy. Spuszczam wzrok lecz to także nie jest dobry pomysł. Zauważam, że na szyi ma zawieszone dwa wisiorki. Jeden z nich to krzyżyk a drugi przypomina kształtem papierowy samolocik. Czy wspominałam już, jak gorąco wygląda w tej niedopiętej koszuli?
- W porządku, ale będziesz mi coś winna - szepcze mi do ucha, a wilgotne wargi umieszcza na mojej szyi. Czuję że drżę, ale niestety jest to w tej chwili zbyt pozytywne. Po raz kolejny robię mu dostęp do mojej wrażliwej skóry, a w odpowiedzi słyszę jego gardłowy śmiech. Gdy chłopak odnajduje mój wrażliwy punkt, z moich ust wydobywa się ciche westchnięcie, a on zdeterminowany, dalej kontynuuje swoje dzieło. Podniecenie bierze górę, a moja dłoń przyciąga go bliżej siebie tak, że nasze ciała niemal się ze sobą stykają. Chcę go poczuć jeszcze bliżej, tylko troszeczkę. Wiem, doskonale wiem że to złe, a jednak to co ze mną robi jest niesamowicie podniecające, a mój mózg nie ma zamiaru temu zaradzić.
Zanim się kontroluję, dystans między nami zmniejsza się do znikomych rozmiarów lecz chłopak ostatni raz zasysa skórę mojego karku i odsuwa się ode mnie pozostawiając mnie osłupiałą. Niesamowity chłód, który przed chwilą był zastąpiony gorącem ogarnia moje ciało.
- Tak lepiej - ostatni raz przejeżdża językiem, a następnie dmucha zimnym powietrzem w to co przed chwilą mi zrobił i z triumfalnym uśmieszkiem patrzy na moje usta.
Jedyna rzecz, która na przemian walczy z pożądaniem, to zdrowy rozsądek który całe szczęście, jeszcze mnie nie opuścił.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz lub votes :)

Dziewiąty

Harry kładzie swoją dłoń na dolnej partii moich pleców po czym popycha mnie w stronę stolika, przy którym siedzi Niall i pałaszuje swoją obiadową porcję. Szybko strzepuję jego rękę, gdy próbuje zjechać nią niżej, na co reaguje gardłowym śmiechem. Siadam na swoim miejscu, a blondyn ze zdziwieniem patrzy na mnie i Harry'ego siadającego tuż obok. Posyła mi dziwne spojrzenie ale chwile później wraca do konsumowania swojego jedzenia.
W jakikolwiek sposób daję radę przetrwać ten niezręczny czas, jestem z siebie niezwykle dumna. Siedzenie przy Harry'm i widzenie jak co chwila patrzy się w twoją stronę swoim wyzywającym wzrokiem, naprawdę okropnie dekoncentruje. Jedyne co mogę zrobić to wymazać z głowy w jakiś sposób jego obraz i starać się nie myśleć, że siedzi niecały metr ode mnie. Gdy blondyn powoli zbiera się i wstaje ze swojego miejsca, ja robię dokładnie to samo i podążam za nim, aby odłożyć brudne naczynia.
- Co on tu robi? - szepcze wymownie, bardziej się do mnie przybliżając gdy odchodzimy od Lokersa. Nie ukrywam, że to pytanie zbija mnie z tropu. Liczyłam, że Niall ucieszy się na jego widok czy cokolwiek, ale nic negatywnego.
- Jest, jakbyś nie zauważył - przenoszę obojętny wzrok w stronę Harry'ego, na co ten posyła mi szeroki uśmiech. Rzygam tęczą.
- Nikt go tu nie zapraszał - blondyn napina mięśnie i nerwowo poprawia koszulkę.
- Wyluzuj Niall.. Przecież nie robi nic złego - trochę staję w jego obronie. Horan przewraca oczami i rusza w stronę wyjścia.
- Do zobaczenia później Schen! - woła i posyła spojrzenie brunetowi. Chwilę mierzą się wzrokami, a gdy Niall wychodzi, Harry zaciska szczękę i widelcem grzebie w jedzeniu aby następnie rzucić nim przed siebie. Jestem niemało zdezorientowana ich nagłą zmianą relacji. Parę dni temu wyglądali jak najlepsi kumple, a dziś jak najgorsi wrogowie. Coś mi tu nie gra.
Widzę jak podnosi się i zostawia talerz na stole, po czym zdenerwowany wychodzi ze stołówki.
***
- Pezz jestem prawie pewna, że oni mają ze sobą na pieńku - mówię, gdy ta upierała się żebym zostawiła to już w spokoju.
- Carls.. Ty i ta twoja dociekliwość. Przystopuj czasem bo innym się może to nie spodobać - ostrzega mnie siadając obok na łóżku. Przykro mi ale już nic na to nie poradzę że taka jestem.
- A jak inaczej wytłumaczysz ich zachowanie? - pytam układając się po turecku przodem do przyjaciółki.
- Nie ważne, dajmy już temu spokój - robi pałzę chwile myśląc - Wychodzę zaraz z Zayn'em na miasto. Wrócę pewnie koło północy.
- Cieszę się że coś jest między wami. Ale z drugiej strony mam pewną obawę.. - oznajmiam zupełnie szczerze. To prawda, cieszę się że pomiędzy nimi jest coś więcej niż tylko przyjaźń. Zayn zaimponował mi tym że zaopiekował się pół przytomną Perrie, a nie na przykład wyrzucił ją z domu. Whatever..
- Muszę już iść. Miłej zabawy przy oglądaniu samotnie filmu - Edwards drwi sobie ze mnie, a ja rzucam w nią poduszką gdy szybko wybiega za drzwi aby nią nie oberwać.
- Wcale nie sama.. Z misiem - mówię do siebie uśmiechając się pod nosem i biorę do ręki pluszaka. Opieram go o ścianę tak aby mógł razem ze mną patrzeć w ekran laptopa. Gaszę światło po czym chowam się pod kocem i włączam film.
Po około dziesięciu minutach słyszę jak ktoś otwiera drzwi i bezszelestnie wchodzi do środka.
- Perrie? - pytam, a w odpowiedzi słyszę stłumiony śmiech.
- Jej siostra bliźniaczka, miło mi - mówi dobrze znany mi głos, wyraźnie się ze mnie wyśmiewając. Przewracam oczami i głośno wypuszczam powietrze.
- Jeśli jej szukasz, to jej nie znalazłeś - olewając go dalej oglądam film.
- W zasadzie to przyszedłem tu też do niej.. Ale jeśli jeszcze jej nie ma to poczekam - wzrusza ramionami i układa się na jej łóżku  - Co robisz? - pyta wyraźnie zainteresowany.
- Próbuję oglądać ale ktoś mi przeszkadza.
- Jak przypuszczam, zapewne jakaś durna komedia romantyczna - śmieje się szyderczo i mierzy mnie wzrokiem.
- Mylisz się. Raczej to zalicza się do dramatu.
- Hm, ciekawe.. - mówi i podnosi się aby usiąść zaraz obok mnie. Zbyt blisko mnie. Szybko odsuwam się, ale wygląda to tak jakbym specjalnie robiła mu miejsce. Idiotka ze mnie, kompletna idiotka. - To ten film gdzie dziewczyna traci pamięć w wypadku i nie pamięta swojego faceta? Głupota.
- Oparty jest na prawdziwej historii, więc raczej głupotę to ty masz w głowie - wytykam mu na co unosi urażony jedną brew - A teraz po prostu się zamknij i daj mi oglądać albo stąd wyjdź. - mówię odważnie.
- Jak sobie życzysz, Skarbie - chłopak robi przy ustach kłódeczkę i tak jakby wkłada magiczny kluczyk do kieszeni spodni. Nie ukrywam, że w jego wykonaniu wygląda to dosyć komicznie, dlatego nim się kontroluję moje usta formują się w lekki uśmiech. Gdy tylko to zauważa, także się uśmiecha, a w policzkach ukazują się małe dołeczki. Mam wielką ochotę włożyć w nie palce i potraktować chłopaka jak małe dziecko lecz to jest kompletnie głupi pomysł. Wkurzyłby się tylko i znielubił mnie jeszcze bardziej niż teraz. Wyrzucam z głowy dziwne myśli i staram się skupić na filmie. Gdy pojawiają się sceny miłosne, czuje się okropnie niezręcznie. Jestem prawie pewna że właśnie wtedy wzrok Harry'ego był skierowany na moją osobę.
- Ym, to może pójdę po coś do jedzenia, skoro tu zostajesz - proponuję na co chłopak kręci głową z dezaprobatą.
- Nie ma mowy, żebyś chodziła o tak późnej porze sama po tej okolicy - mówi stanowczo. Jakbym słyszała swojego ojca. On na pewno nie będzie mi rozkazywał co mam robić, a co nie. Zapada ta okropnie niezręczna cisza. Nie chcę być nieuprzejma, więc siedzę i swoje myśli zachowuję dla siebie. 
Kiedy film dobiega końca, wyłączam laptopa i zapalam lampkę na nocnym stoliku. Dopiero teraz dostrzegam, że Harry już zdążył usnąć. Wygląda tak niewinnie, że w prawdzie nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek będę miała okazję go takiego zobaczyć. Pojedyncze pasma loków opadają mu na twarz, która jest spokojniejsza niż zazwyczaj. Tęczówki są ukryte pod wachlarzem rzęs sięgających aż do jego policzków. Usta ma lekko rozchylone, ach wręcz idealne do całowania. O boże! Powiedzcie mi, że o tym nie pomyślałam! Przykładam dłoń do swoich ust i zszokowana patrzę przed siebie.
Usilnie staram się wymazać z pamięci obraz słodko śpiącego Harry'ego w mojej głowie, lecz na marne. Starając się go nie obudzić, delikatnie przykrywam jego ciało kocem, a sama kładę się na łóżku Pezz. Nie wiem ile czasu mija zanim daję radę usnąć, ale przez sen czuję jakby ktoś dotykał mojej dłoni.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw po sobie komentarz. :)x

niedziela, 12 stycznia 2014

Ósmy

Nazajutrz słoneczne promienie, muskając moje policzki sprawiają, że się budzę i zwlekam z łóżka. Powoli przecieram oczy i rozglądam się po pokoju. Zauważam Perrie smacznie śpiącą pod swoją pościelą, jak jej spokojna twarz spoczywa na poduszce, a roztargane włosy, trochę zasłaniają oczy. Zayn tak jak obiecał, faktycznie musiał ją jakoś tutaj przetransportować z samego rana. Jestem ciekawa jak?
Wstaję, a gdy moje bose stopy dotykają zimnych paneli podłogowych, mam ochotę z powrotem wrócić do łóżka. Dzisiaj jest niedziela. W zasadzie prawdziwe zajęcia będą się zaczynać od jutra. Postanawiam, że dzisiaj poczytam jakąś książkę lub obejrzę film. Tak to najlepszy pomysł.
Wykonuje szybki prysznic i przebieram się w czyste ubrania. Tym razem wybieram szare luźne, ale na łydkach obcisłe dresy, biały t-shirt z nadrukiem starszej pani pokazującej środkowy palec oraz zapinaną, bordową bluzę z kapturem. Cicho się śmieję z tego jak wyglądam. Typowy dres. Brakuje mi tylko jakichś znoszonych adidasów, oraz groźnego wyrazu twarzy i najlepiej paru pokaźnych tatuaży.
Gdy patrzę na zegarek, oczy wyskakują mi z orbit. Jak to możliwe, że jest już po godzinie czternastej. Nigdy w życiu tyle nie spałam.
Zanim włączam film na moim laptopie, przypominam sobie, że w koszty akademiku są wliczone obiady. Ugh czyli będę musiała się przebrać jeszcze raz...
Zmieniam tylko górną część ubrania na dżinsową koszulę, którą wkładam do spodni. W międzyczasie próbuję budzić Pezz ale ta tylko mruczy "Maaamo. Idź sobie, chce spać".
- Perrie, spóźnisz się na autobus do szkoły. Wstawaj młoda panno - żartuję, a ta przerażona otwiera oczy, a następnie zaczyna się śmiać. - A tak serio to musimy iść na lunch.
- Która godzina? - jęczy zaspanym głosem.
- Po czternastej. Nie wiem jak ty ale ja już idę, bo jestem straszliwie głodna.
- Dobra i tak mi się nie chce - mruczy pod nosem i macha ręką idąc w stronę łazienki.
- Ym, ok - mówię i wkładając iPhone'a do kieszeni, wychodzę z pokoju. Na korytarzu panuje zupełna cisza. Aż jestem tym odrobinę zdziwiona, bo po uczelniach spodziewałam się, że będzie tu dużo krzątających się ludzi, rozmawiających nawzajem, a tymczasem okazuje się, że nie. W prawdzie jest ostatni dzień tygodnia i ma prawo być cicho. Ale jednak..
Ruszam po schodach. Zamyślona idę i nawet nie zauważam jak ktoś na mnie wpada.
- Mógłbyś do chole.. Niall? - już chciałam temu komuś wygarnąć, ale ten ktoś okazał się być Niall'em - Co ty robisz na skrzydle dla dziewczyn?
- Szedłem po ciebie i Pezz - tłumaczy spuszczając głowę w dół. Czyżby wrócił stary, nieśmiały Niallek?
- Och, to miłe - uśmiecham się do niego przyjaźnie, na co od razu odwzajemnia gest - Ym, Pezz się tak sobie czuje i została w pokoju.
- Rozumiem, kac. To przy okazji zobaczysz naszą piękną stołówkę - chłopak ukazuje rządek swoich białych zębów i kiwa abym podążała za nim. Idę krok w krok za farbowanym blondynem, aż czuję jak do moich nozdrzy wdziera się przyjemny zapach świeżo przygotowanego jedzenia. Pamiętam, gdy mama zawsze mi takie robiła kiedy byłam mała.. Wolę tego nie wspominać.
Wzrokiem wybieram miejsce siedzące tuż przy samej ścianie i w myślach proszę, aby nikt go przede mną nie zajął. Stoimy w stosunkowo krótkiej kolejce, ale z każdą minutą widzę jak się powiększa, ludzi przybywa, a pomieszczenie zaczyna tętnić studenckim życiem.
- Ja poproszę bez mleka. Jestem uczulona – mówię, gdy pani podaje mi kawę.
- Och, przepraszam bardzo. Za chwilę dostaniesz drugą - kucharka szybko przynosi kolejną i stawia na tacy, z którą czekam aż chłopak weźmie swoją i udamy się do mojego wypatrzonego stolika przy ścianie, lecz Niall najwyraźniej ma innego plany. Chwile rozgląda się po pomieszczeniu i wybiera miejsce w prawie samym centrum stołówki. Ostatecznie decyduję się aby pójść za nim, ale tylko dlatego że prawie nikogo prócz jego i paru innych osób tu nie znam.
- Smacznego - mówię gdy zaczynamy jeść. Niezdarnie łapię za widelec, który sekundę później wypada mi z dłoni parę metrów ode mnie. Tak świetnie, brawo Carolyn. Widzę jak Niall śmieje się pod nosem, a gdy karcę go wzrokiem, unosi ręce w geście obronnym. Podnoszę się i wyszukuję widelec, a gdy go odnajduję ruszam, aby go podnieść. Kiedy mój wzrok ląduje ku górze, zauważam ten chytry uśmieszek wymalowany na jego twarzy. Rzucam oczami i szybko wracam na swoje miejsce, lecz zanim to robię chłopak, łapie mnie za ramię.
- Usiądziemy razem - mówi stanowczo, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Przykro mi, ale siedzę już z Niall'em - odpowiadam mu z nutką sarkazmu w głosie, na co zabawnie marszczy czoło.
- Świetnie, więc usiądziemy razem.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)

niedziela, 5 stycznia 2014

Siódmy

Nie mogę opanować rosnącej temperatury mego ciała. Czuję jak pojedyncze iskierki wytwarzają się pomiędzy nami. Czuję jak pocą mi się dłonie. Czuję jego oddech zbyt blisko mojego. Muszę to wszystko przerwać, albo stanie się coś złego.
Chłopak obraca nas i teraz to ja jestem odwrócona plecami do ściany. Jedną rękę kładzie na mojej talii, a drugą podpiera się o ścianę. Swoimi pełnymi ustami wyznacza drogę na moim ramieniu i zatrzymuje się w zgłębieniu pomiędzy moją szyją a barkiem. Jego loki łaskoczą moją skórę, a oddech wręcz parzący zostawia czerwone ślady, przez co z moich ust wydobywa się ciche westchnięcie.
- Nigdy nie miałem okazji zobaczyć, jaka jesteś piękna - przejeżdża ustami i lekko zahacza zimnym kolczykiem w wardze o mój policzek, na co automatycznie się zaczynam się trząść - Spokojnie, nic ci nie zrobię - mówi, a ja czuję jak moje policzki momentalnie zmieniają swój kolor. Speszona odwracam głowę na bok i dostrzegam znaną mi postać. Wysoka blondynka z wrednym spojrzeniem, dokładnie mierzy mnie i Harry'ego. Czuję się jak idiotka. Przecież przed chwilą widziałam ich jak wychodzili z WC. Dziewczyna poprawiała swoją sukienkę... Zaraz, zaraz. Ugh, jesteś kretynką Carolyn!
- Ona czeka na ciebie - mówię, a Harry spogląda w jej stronę. Gdy go odpycham, zauważam jego zawiedzione spojrzenie.
To ja powinnam być zawiedziona, nie on. Zresztą nic nas nie łączy. To była zwykła gra, gra uczuć. Chciał mnie sprawdzić, czy przejmowałabym się gdyby coś mu się stało. Faktycznie udało mu się, wygrał a ja przegrałam.
Wybiegam z jego domu oraz posiadłości. Pozwalam łzom wypływać swobodnie z moich oczu, a gdy pojedyncze, zimne powiewy wiatru otulają moje rozgrzane policzki, czuję się trochę lepiej.
Dlaczego płaczę? Nic do niego nie czuję, ale jednak płaczę. Może dlatego, iż jestem ogromnie upokorzona sprawą, że nie dałam rady go powstrzymać. Coś mnie sparaliżowało, a on mógł robić ze mną co tylko chciał. To tak cholernie beznadziejne. Ja jestem beznadziejna bo sam fakt, że oboje wychodzili z łazienki w tym samym momencie powinien mnie od niego odrzucić, ale tak się nie stało.
Wyjmuję z torebki czystą chusteczkę i wydmuchuję szybko w nią nos, a następnie wyrzucam do kosza na pobliskim przystanku autobusowym. Gdy zaczyna padać deszcz, przeklinam się w myślach, że nie wzięłam jakiegokolwiek parasola lub nieprzemakalnej kurtki. Nie zwracam uwagi na to że jest środek nocy, po prostu biegnę przed siebie. Kiedy chowam się pod drzewem, zauważam czarny duży samochód zwalniający niedaleko mnie.
Przerażona patrzę jak zatrzymuje się około trzy metry ode mnie a drzwi kierowcy się otwierają. Chłopak podchodzi do mnie na tyle blisko żebym mogła go rozpoznać.
- Carls? - mruży oczy i przygląda mi się uważnie.
- Louis? - pytam po czym oboje wybuchamy śmiechem.
- Co ty tu robisz? Myślałem że jesteś na imprezie.. z Harry'm - zabawnie poruszył brwiami - No wiesz.. Chyba mu wpadłaś w oko. Ok bo zaraz się rozgadam. Wsiadaj, rozchorujesz przez tą pogodę - łapie mnie za ramię i prowadzi w stronę samochodu. Niepewnie wchodzę do środka. Niepewnie dlatego bo znam go niecały dzień, ale wydaje mi się być godny zaufania.
- On raczej jest zainteresowany swoją dziewczyną Melissą - mówię a Lou wybucha śmiechem.
- Harry i Melissa.. Razem, haha - wyśmiewa się z tego co powiedziałam. Dlaczego? - Oni nigdy nie byli razem. Z tego co pamiętam i co widzę to raczej tylko ona na niego leci, a nie odwrotnie. Jedyne co mogą robić to..
- Ok, nie kończ - przerywam mu. Dokładnie wiem co chce powiedzieć.
- Sorry. Możemy zmienić temat, jeśli chcesz - mówi cicho i odpala silnik samochodu.
- Jasne - staram się na uśmiech i zapinam pas bezpieczeństwa.
Droga mija nam niezwykle szybko i w miłej atmosferze. Louis jest zupełnie inny niż Harry. Jest przyjacielski, ma niezwykle duże poczucie humoru, nie jest porywczy ani nachalny. Zanim się orientuję jesteśmy już pod akademikiem.
- No to było miło, a teraz zmykaj do wyra spać - żartuje Lou i klepie mnie po ramieniu.
- Dziękuje za podwózkę. Gdyby nie ty byłabym cała mokra...
- Brzmi to dwuznacznie - chłopak śmieje się, a ja znów czuję się jak idiotka.
- Ym, to ja już pójdę. Dzięki jeszcze raz. Do zobaczenia - wysiadam z samochodu i macham mu zanim jeszcze zanim wyjeżdża za bramy college'u.
Z torebki wyciągam swój komplet kluczy i otwieram je, po czym ponownie zamykam od środka. Buty i ubranie zostawiam w pokoju, a do ręki biorę czysty ręcznik oraz pidżamę. Szybko wykonuję wieczorną toaletę i lekko odświeżona kładę się do łóżka aby zasnąć.
Nie przychodzi mi to łatwo, gdyż moje myśli są przy Perrie. Czuję wyrzuty sumienia z tego powodu że musiałam ją zostawić na całą noc w willi Harry'ego. Martwię się czy wszystko jest ok i czy jest bezpieczna. Powinnam była pójść na górę i ją stamtąd zabrać. Jakoś bym dała radę tutaj wrócić.
Przez najbliższą godzinę wiercę się i zamartwiam co się dzieje z Pezz. W końcu nie wytrzymuję i szybko wystukuję smsa.
Do: Perrie
Wszystko w porządku? Martwię się, proszę odpisz.
Odkładam telefon na szafkę nocną oraz gaszę lampkę w nadziei, że może uda mi się zasnąć.
Odpowiedź na wiadomość przychodzi nie dłużej niż pięciu minutach.
Od: Perrie
Wszystko ok. Pezz teraz śpi. Z samego rana ją przywiozę do pokoju. Zayn x
Moje zdenerwowanie szybko mi przechodzi gdy dwa razy z rzędu czytam tekst.
Do: Perrie
Dziękuję że odpisałeś. Prawdopodobnie bym nie spała całą noc. Dobranoc. x
W odpowiedzi także otrzymuję od chłopaka "Dobranoc" po czym ponownie odkładam telefon na szafkę i po zaledwie paru minutach zasypiam.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)

sobota, 4 stycznia 2014

Szósty

Jego twarz przybiera groźny wyraz. Tęczówki nagle ciemnieją, usta są ściągnięte w wąską linię, a pomiędzy brwiami tworzy się pionowa zmarszczka. Jestem kompletnie zdezorientowana jego nagłą zmianą, wręcz mroczną. Gdy zamierzam wyjść, łapie mnie za rękę, lecz ja szybko ją wyrywam i biegnąc truchtem staram się odnaleźć Perrie. Muszę jej powiedzieć, że chcę abyśmy wracały już do domu.
- Cholera - mówię gdy nie mogę jej odnaleźć. Nie ma jej w miejscu gdzie ją ostatnio widziałam z resztą grupy, a zastałam tam tylko Lou i Liam'a, którzy rozmawiając popijali swoje drinki.
- Szukasz kogoś? - czuję czyjąś ciepłą dłoń na moim ramieniu. Odwracam się, aby za chwilę zauważyć szeroko uśmiechającego się do mnie Niall'a.
- Ym, nie - mówię, ale za chwilę się poprawiam - W zasadzie to tak. Szukam Perrie.
- Ostatnio widziałem ją kompletnie pijaną i tańczącą na stole z Zayn'em - tańczyła na stole? To zupełnie do niej nie podobne. Musi być rzeczywiście pijana, przez co zaczynam się o nią martwić. Rozglądam się dookoła, w nadziei, że gdzieś ją zauważę. Niall przygląda mi się z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Poszła na górę z Zayn'em, więc raczej tak szybko nie wrócicie do akademiku - mówi obejmując mnie ramieniem.
- Niall.. A może ty byś mnie zawiózł? - jest moją ostatnią deską ratunku. Nie mam zamiaru być tu ani chwili dłużej.
- Odwiózłbym cię gdzie tylko chcesz, ale chyba widzisz co trzymam w ręku.
- Racja, przepraszam - mówię, gdy zauważam butelkę piwa pomiędzy jego palcami. Powinnam być bardziej spostrzegawcza.
- Sorry Schen, ale muszę lecieć, bo ktoś mnie woła - gdy mnie puszcza znowu czuję się bezradna. W nim była moja ostatnia nadzieja na jakikolwiek powrót.
Już dawno nie słyszałam, kiedy mówił na mnie Schen. Jest to skrót od mojego stosunkowo długiego nazwiska. W szkole Niall tak zawsze mnie nazywał. Byliśmy zawsze w trójkę najlepszymi przyjaciółmi, wliczając też Perrie. Zawsze trzymaliśmy się razem i ogromnie się cieszę, że ta przyjaźń przetrwała aż do dzisiaj. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale martwi mnie to, że mimo jego tego samego charakteru, chłopak zmienił środowisko, swój styl i należy teraz do grupy Harry'ego.
Wychodzę na zewnątrz. Naciągając mocniej na siebie kurtkę, idę pomiędzy różnymi samochodami stojącymi przy domu. Żałuję, że tu przyszłam. Żałuję każdej chwili spędzonej w tym miejscu. Gdybym była bardziej rozsądna, nie musiałabym się przejmować, jak mam wrócić do swojego pokoju.
Siadam na murku przy ogrodzeniu posiadłości. Wyciągam telefon, aby zadzwonić do Pezz. Pierwszy sygnał.. Drugi.. Kolejny. Nic. Chyba Niall ma rację, że jest teraz zbyt zajęta. Och, ironio.
- Kurwa, sorry - piszczy jakaś wysoka brunetka, gdy wywraca się na mnie i resztki jej napoju wylewają się na mój strój. Gorzej być nie mogło. Teraz cała śmierdzę tą okropną wódką.
Wymierzam jej groźne spojrzenie, a ta tylko chichocze i chowa twarz w ramię. Wydać po niej, że nie kontaktuje zbyt dobrze gdy chodzi wężykiem po chodniku i co chwilę zalicza glebę.
Wstaję, zarzucam torebkę na ramię i znów idę w kierunku willi Harry'ego. Przeciskam się pomiędzy tańczącymi ludźmi. Przechodzę w korytarz, gdzie jest zupełna cisza. Jakby to było jakieś odizolowane miejsce od reszty domu. W poszukiwaniu łazienki, sprawdzam prawie każde drzwi. Gdy zaglądam do środka akurat przeszkadzając komuś w TYM momencie, szybko je zamykam nic się nie odzywając.
Zostały mi jeszcze jedne, umieszczone na końcu korytarza. Nie jestem pewna czy mam je otwierać, czy raczej pójść na górę i poszukać jeszcze tam. Decyduje się na otworzenie, iż dostrzegam napis na drzwiach "WC". Łapię za klamkę, ale drzwi otwierają się pierwsze i w efekcie końcowym, dostaję mocno w nos. Kurwa, cholera, ja pierdole! Jak to boli. Staram się rozetrzeć bolące miejsce dłonią. Oczy mam zupełnie załzawione, ale dostrzegam śmiejącą się Melissę poprawiającą swoją sukienkę, a następnie wychodzącego za nią Harry'ego. Boże święty czy to jest jakiś burdel, bo chyba jestem prawie pewna, że tak. Opieram się o ścianę kompletnie wymęczona tym wszystkim i zaczynam cicho płakać. Dziewczyna i Harry patrzą się na mnie, jak na idiotkę, a na jej twarzy widzę dodatkowo wielkie rozbawienie sytuacją, iż przed chwilą oberwałam od niej drzwiami. Teraz patrzyła się na mnie z wyższością. W dodatku cała śmierdzę wódką i nie mam siły, aby podejść do tej cholernej umywalki.
- Ups - wyrywa jej się i nie przestaje się śmiać. Jak można chodzić czy cokolwiek robić z takim pustakiem? Gdybym była chłopakiem, w życiu bym nie tknęła kogoś takiego. Moja niechęć do dziewczyny rośnie z każdą minutą, godziną, wręcz sekundą!
- Ups?! Kurwa tylko na tyle cię stać?! - krzyczę. Widząc jej kompletne zdziwienie, z resztą tak samo jak i Harry'ego, jestem z siebie zadowolona i wchodzę do łazienki zamykając z trzaskiem drzwi. Podpieram się rękoma o umywalkę, a złość powoli ulatuje ze mnie gdzieś w powietrze.
Biorę ręcznik wiszący obok, namaczam go pod bieżącą wodą i staram się wytrzeć nieprzyjemny zapach z materiału sukienki. Powtarzam czynność jeszcze dwa razy i pryskam miejsce jakimś damskim dezodorantem, stojącym na łazienkowej szafce. Myję dłonie i przecieram lekko ręcznikiem papierowym moje wilgotne oczy.
Jak ja teraz wrócę do akademiku? Czuję się jeszcze gorzej niż godzinę temu.
Z dłuższych rozmyślań, wyrywa mnie pukanie do drzwi.
- Już wychodzę - krzyczę, gdy słyszę jak ktoś zniecierpliwiony wali wręcz pięścią. Ale zdesperowany, myślę i biorąc torebkę do ręki otwieram drzwi. Czuję jak o coś uderzam, a tym kimś okazuje się brunet w lokach.
- O boże, przepraszam. Nie chciałam - podchodzę do niego bliżej aby zobaczyć, czy coś bardziej poważnego mu się stało. Chłopak chowa twarz w dłoniach, a ja z nerwów zaczynam się lekko trząść. Serio nie chciałam go uderzyć, to było niechcący.
- Harry, nic ci nie jest? - pytam zmartwiona dotykając jego ramienia i próbuję złapać z nim kontakt wzrokowy. Nigdy wcześniej nie dostrzegłam, że jest taki umięśniony. To jest chyba jedna z rzeczy, które pociągają dziewczyny w otoczeniu Harry'ego. Podnosi jedną dłoń i patrzy na mnie z chytrym uśmieszkiem.
Co za cham! On tylko udawał.
- Ugh, jesteś beznadziejny! - mówię odchodząc, lecz sytuacja się powtarza i łapie mnie za rękę mocno do siebie przyciągając.
- Sprawdzałem, czy przejęłabyś się gdyby coś mi się stało - moja klatka piersiowa unosi się i opada w przyspieszonym tempie. Gdyby nie muzyka, którą ktoś dzięki Bogu pogłośnił, chłopak usłyszałby moje szybko bijące serce.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)