Obserwatorzy

nowe fanfiction

piątek, 27 grudnia 2013

Piąty

- Ym, dzięki - mówię niepewnie próbując wygramolić się z samochodu. Harry przebiega dookoła i podaje mi dłoń, pomagając wyjść.
- Do zobaczenia wieczorem - mruga, wsiadając ponownie do swojego auta.
Nie mogę uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Harry nałykał się jakichś tabletek na to żeby być miły? Bo chyba za bardzo nie wierzę, że to prawdziwy on.
Przyspieszam kroku, aby jak najszybciej trafić do pokoju. Otwieram drzwi po czym szybko je zamykam i się o nie opieram.
- No, no. Nie wspominałaś, że spodobał ci się Harry. Ale żeby już tak po dwóch dniach jeździć z nim jego samochodem? Moja mała Carls dorasta - Perrie zaśmiała się po cichu stojąc przy oknie i odsłaniając część firanki.
- Och, przestań. To, że odwiózł mnie do akademiku nie oznacza czegoś więcej - mówię rzucając torebkę na łóżko, a następnie zsuwam ze stóp buty.
- To dlaczego on wciąż stoi pod budynkiem i w dodatku patrzy w nasze okno - ugh, serio?
Prędko podchodzę do szyby, wymierzając brunetowi groźne spojrzenie, na co ten reaguje śmiechem. Zasłaniam okno.
- On się tylko patrzył - tłumaczy go blondynka.
- Tak samo jak tamta dziewczyna w kawiarni - wypalam, bez namysłu.
- Co? Byliście w kawiarni?
- Tak.. Znaczy nie zupełnie. Ja poszłam, a on się nagle tam zjawił. A potem flirtował z kelnerką - mówię i siadam na krawędzi łóżka. Pewnie Pezz będzie oczekiwać szczegółów tego spotkania.
- I co dalej? - pyta ciekawa.
- Musimy się szykować. Zajmuje łazienkę - bełkoczę, po czym zamykam się na wszystkie spusty w toalecie.
Rozbieram się do nagości i wchodzę pod prysznic. Ciepła woda powoli uspokaja moje ciało, ale na samą myśl, że ten dzień się jeszcze nie skończył, mam ochotę stać tutaj aż do północy. Gdy kończę kąpiel owijam się w ręcznik, a w drugi chowam mokre włosy. Wychodzę z zaparowanego pomieszczenia, przez co odczuwam momentalną zmianę temperatury. Podchodzę do komody i wyciągam z niej czystą bieliznę. Wybieram czarny koronkowy stanik oraz jakieś majtki do kompletu. Z szafy wyjmuję czarną sukienkę z trochę dłuższym rękawem. Przebieram się w cały zestaw, po czym wykonuję lekki makijaż.
Pezz wychodzi z łazienki i także się przebiera. Potrzebuję suszarki. Odwieszam ręcznik, rozczesuje szybko włosy po czym dokładnie je suszę. Czeszę je jeszcze raz i upinam w wysokiego koka. Lubię wieczorami związywać moje włosy, a za dnia mieć je rozpuszczone.
- Przyjedzie po nas Zayn - mówi, rysując czarne kreski eyelinerem.
- Myślałam, że pojedziemy twoim autem, albo może damy radę tam dojść na piechotę.
- To jest zbyt daleko, żeby iść na piechotę, a Zayn już nalegał od samego rana, więc teraz głupio by mi było, gdybym go spławiła - tłumaczy wrzucając drobne rzeczy do torebki.
Telefon dziewczyny zaczyna wibrować, odbiera go od razu.
- Tak?...Okej...Świetnie, zaraz zejdziemy - rozłącza i chowa go do kieszeni kurtki. - Powinnyśmy już wychodzić.
Zarzucam swoją torebkę na ramię. Zamykam pokój na klucz i oddaję go przyjaciółce.
- Cześć dziewczyny - Zayn wita nas z uśmiechem na twarzy. Siadam z tyłu, gdyż Perrie chciała usiąść obok chłopaka. Wyczuwam, że nie dużo brakuje aby do czegoś między nimi doszło.
- Hej - mówię cicho, może nie potrzebnie bo gołąbeczki są od razu zajęte sobą. Patrzę przez szybę samochodu. Małe londyńskie uliczki są doskonale oświetlone przez latarnie. Widok jest niesamowity. Uwielbiam to miasto.
Droga przebiega całkiem przyjemnie. Trwa nie więcej niż pół godziny. Zatrzymujemy się przy ogromnej willi, wokół której równo są rozmieszczone światełka. To na pewno dom Harry'ego? Nie mogę uwierzyć, że w tak młodym wieku dorobił się tak ogromnego majątku. Moja rodzina przez całe życie tyle by nie dała rady zarobić.
Gdy wchodzimy do środka wyczuwam zapach woni alkoholowej płynącej od prawie każdego w salonie. Muzyka jest bardzo głośna, nawet gdyby ktoś mnie wołał to raczej bym go nie usłyszała. To zdecydowanie nie moje klimaty. Wolałabym zostać w pokoju i poczytać jakąś interesującą książkę.
Dostrzegam parę znanych mi twarzy w rogu pomieszczenia. W końcu zauważam też gospodarza, który kolejno przybija piątki z różnymi ludźmi.
- Idziesz? - pyta Pezz, pociągając mnie lekko za łokieć. Podążam za nią. Witamy się ze wszystkimi. Czuję jak wzrok Harry'ego wypala we mnie dziurę.
- Cieszę się, że przyszłaś - kładzie dłoń na mojej talii, szepcząc mi do ucha. Lekko się rumienię i staram zsunąć z siebie jego rękę. Wzrok innych, także Melissy, spoczywa na naszej dwójce. Aha, świetnie. Perrie porusza znacząco brwiami.
- Chcesz się czegoś napić? - pyta mnie Louis.
- Nie, ja nie piję - wszyscy są nieco zdziwieni, oprócz Niall'a i Pezz.
- Harry.. - nawołuje go Melissa. Od razu rusza w jej stronę. Przysuwa się do niego bardziej i bez żadnych zahamowań całuje go w szyję przy wszystkich. Zerkam na mój telefon aby tylko nie patrzeć na nich. Tapeta staje się niezwykle interesująca w tej chwili.
Nie mogę się opanować i mój wzrok ląduje znów na nich. Harry odwzajemnia jej gesty.
Po południu było zbyt miło, aby mogło się to okazać prawdziwe. Wiedziałam, że mnie tylko zwodzi, nawet teraz. Zrobiłam tylko z siebie idiotkę ukazując swoje zarumienione policzki.
Perrie, obejmowana przez Zayn'a posyła mi współczujące spojrzenie. Ja natomiast odsyłam jej w stylu, że jest OK. Wychodzę z pomieszczenia w stronę kuchni. Gdy ją odnajduję, zauważam kilka par całujących się niemalże na stole, blatach, wszędzie. Nie zwracam już na nich dłużej uwagi i biorę z lodówki sok pomarańczowy, po czym nalewam sobie do jednej z czystych jeszcze szklanek.
- Jak się bawisz? - znowu ten ochrypły głos, znowu te jego ręce na mojej talii, a usta tuż przy uchu. Wystraszona upuszczam szklankę na blat. Aby sok mnie nie ochlapał odsuwam się w ekspresowym tempie do tyłu i wpadam na tors Harry'ego. Dłońmi mocno oplata mnie w talii a jego oddech znów czuję na mojej szyi.
- Nie przypuszczałbym, że tak szybko będziesz na mnie lecieć. Podoba mi się to - szepcze przygryzając płatek mojego ucha.
- Daruj sobie, Harry - wyrywam się z uścisku i zaczynam sprzątać to, co rozbiłam.
- Uwielbiam kiedy wymawiasz moje imię, Carolyn.
- Mówiłam ci już, żebyś nie nazywał mnie Carolyn! - mówię nieco podniesionym głosem, ścierając wylany napój.
- To twoje imię, prawda? - aha to tak się bawimy. - Zostaw to skarbie, mam sprzątaczkę.
- Oszczędzę jej trochę pracy - mówię i olewam jego uwagę, kontynuując dalej. Wyrywa mi ścierkę z dłoni i rzuca gdzieś daleko za siebie. - Co ty wyprawiasz?!
Kiedy podnoszę głos, jego oddech staje się nierówny, a  tęczówki nagle ciemnieją, przypominając w tej chwili zwykłe bagno. Uh, bagno? Serio? Słyszę w mojej głowie. Omijam, tą uwagę.
- Skoro jesteś w moim domu, masz robić to co ci każę! - mówi szorstko. Wiedziałam, że pomysł aby spędzać czas na imprezie, w JEGO domu to zwykły nonsens. Wiedziałam, że powinnam stanowczo powiedzieć Perrie, że nie mam ochoty się tu zjawiać. I wiem też, że jego mina nie wróży nic dobrego. 

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)
5 komentarzy=next

czwartek, 19 grudnia 2013

Czwarty

- Pezz, przecież możesz im powiedzieć, że nagle źle się poczułam czy coś.. Ugh, błagam - jęczę lecz przyjaciółka wygląda, jakby to co mówię, było najmniej ważną sprawą. Gwałtownie zamykam drzwi od pokoju, na co otrzymuję od niej niezadowolenie wymalowane na twarzy.
- Perrie! - mówię i nieco podnoszę swój głos.
- Och, daj spokój. Pójdziesz tam, tak samo jak i ja. Nic ci się nie stanie, to tylko zwykła impreza - wzdycha i opada na łóżko, by za chwilę się podnieść i zajrzeć do szafy.
- Z nimi nie będzie taka zwykła. Przykro mi, ale nie mam do nich zaufania, Pezz - mówię, ale dziewczyna olewa mnie ponownie i grzebie w szafie w poszukiwaniu ubrań.
- Lepiej założyć tą.. czy może tą - macha mi przed nosem obiema sukienkami. Dość tego. Muszę wyjść się przewietrzyć, a w dodatku burczy mi w brzuchu.
Ruszam w stronę drzwi, a Perrie od razu reaguje.
- Carls, gdzie idziesz?
- Coś zjeść - mówię, zamykając za sobą drzwi.
Wychodzę na korytarz i schodami ruszam w dół. Tym razem wolę odpuścić sobie windę. Jeszcze może "przypadkiem" trafiłabym na kogoś z paczki Pezz. Czemu ona ma taki talent przyciągania do siebie dziwnych ludzi? W Chaster było dokładnie tak samo. Odkąd pamiętam, zawsze zwracała uwagę jakichś niebezpiecznych chłopaków z naszej szkoły.
Wychodzę z budynku i od razu czuję jak chłodne powietrze przyjemnie otula moje policzki. Rozglądam się w celu odnalezienia jakiegoś baru lub kawiarni. Zupełnie nie znam okolicy, co tylko utrudnia mi sprawę. Mogłaś wziąć mapę czy coś podobnego, przypomina mi moja podświadomość. Przewracam oczami i ruszam w stronę najbliższej kawiarni, w zasięgu mojego wzroku. 
Lekko pcham drzwi aby je otworzyć. Podchodzę do lady, by zamówić kawę latte americano oraz jakieś ciastko. Dobrze wiem, że nie jest to najlepsze rozwiązanie w celu zaspokojenia mojego głodu, ale niestety tutaj podają tylko słodkie rzeczy. W drodze powrotnej będę musiała jeszcze wstąpić do jakiegoś sklepu. Kasjerka każe mi poczekać na swoje zamówienie. Kiwam potwierdzająco głową i rozglądam się trochę po pomieszczeniu. Na pozór spokojna kawiarnia, lecz duży tłok ludzi zdecydowanie dodaje jej życia. Po chwili zauważam, jak ktoś zupełnie mi znany wchodzi do środka. Uśmiecha się, gdy zauważa, że patrzę się na niego.
Odbieram swoje zamówienie i siadam w rogu przy wolnym miejscu.
- Znowu się widzimy - niespodziewanie niski, ochrypły męski głos szepczący mi do ucha, wprawia moje ciało w ciarki.
Przenoszę wzrok na chłopaka z roztrzepanymi lokami na głowie.
- Cześć Harry - wysilam się na uśmiech gdy brunet siada po drugiej stronie mojego stolika. Gdybym mogła wstałabym i przeniosła się na inny stolik, ale nie chcę być nieuprzejma. Poczekam na dalszy przebieg sytuacji.
- Przedwczoraj nie mieliśmy okazji dłużej porozmawiać.. - tak. Z tego co pamiętam to zupełnie mnie olałeś - ale musiałem załatwić parę rzeczy więc..
- Nie musisz mi się tłumaczyć, Harry - mówię biorąc łyka kawy.
- Więc myślę, że powinniśmy zacząć naszą znajomość od początku - o mało co nie zakrztusiłam się płynem. To na pewno jakaś gra, w której ja będę tylko zabawką. Z drugiej strony nie powinnam z góry tak go oceniać. A może jest inny niż mi się wydaje?
Wygląda przekonywująco, więc ostatecznie przystaję na jego propozycji.
- Och, okej.
- Jestem Harry. Harry Styles - uśmiecha się szarmancko i podaje mi dłoń.
- Carolyn Shoenfield. Ale mów..
- Wiem, Carolyn. Ale jeszcze nie teraz - nie rozumiem zupełnie co ma przez to na myśli. Także podaje mu dłoń, na co lekko ją ściska i gestem ręki przywołuje kelnerkę. Ta jakby w skowronkach podchodzi do nas i nie spuszcza wzroku z Harry'ego.
- Słucham, co podać? - mówi wyciągając notesik oraz długopis po czym znów wlepia swój wzrok w chłopaka. Cicho parskam śmiechem, a Harry odchrząkuje.
- To samo co ona, prócz tego ciastka - wskazuje na mnie, a dziewczyna szybko pisze zamówienie. Notes chowa do kieszeni, a drugą kartkę kładzie przy Harry'm, po czym zupełnie przypadkowo przejeżdża dłonią po jego ramieniu i wymija nas idąc w stronę zaplecza.
- Nie myśl już o niej - jego słowa zbijają mnie z tropu, gdy do kieszeni swoich spodni chowa karteczkę z prawdopodobnie jej numerem.
Poza tym skąd on może wiedzieć, że zastanawiałam się głębiej nad jej zachowaniem. To niedorzeczne żebym się tym przejmowała, bo zupełnie nic mnie nie łączy z Harry'm i nigdy nie będzie łączyć.
- Wcale o niej nie myślałam.
- Kotku, widziałem jak byłaś zazdrosna gdy chciała mnie przelecieć wzrokiem. Ale nie martw się ja już jestem zajęty - mówi puszczając mi oczko. Ten Harry zupełnie nie przypomina mi tamtego, którego poznałam niecałe dwa dni temu.
- Nie byłam zazdrosna - marszczę nos na co chłopak się ze mnie śmieje. Kiedy to prawda! Wcale nie jestem o nią zazdrosna. Dlaczego miałabym?
Po paru sekundach Harry otrzymuje swoją kawę, a dziewczyna puszcza mu oczko i odchodzi za ladę. Podnoszę się z miejsca i odkładam talerzyk gdzie znajduje się napis "DZIĘKUJEMY ZA ZWROT NACZYŃ" po czym biorę kawę w dłoń i wychodzę zażenowana z lokalu. Nie muszę długo czekać na to, aż Harry wychodzi za mną.
- Może cię odwiozę? - pyta kręcąc kółkiem od kluczyków samochodu.
- Nie, dziękuję.
- Jesteś pewna? Do akademiku masz około dwie mile drogi - mówi uśmiechając się zadziornie. Jak to dwie mile? To nie możliwe. Z pokoju wyszłam około trzynastej a teraz jest.. Ugh, piętnasta. Chyba ma rację.
- To jak? - pyta ponownie, wkładając rękę do kieszeni.
- W porządku.
Brunet uśmiecha się triumfalnie, gdy podążam za nim w stronę samochodu.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)
6 komentarzy = next

sobota, 7 grudnia 2013

Trzeci

- Nie - przeciągam słowo, gdy Perrie namawia mnie na więcej makijażu. Właśnie dzisiaj  rozpoczyna się rok szkolny, a ja wolałabym nie wyglądać jak lampucera już pierwszego dnia. Nigdy nie malowałam się zbyt mocno, zawsze wystarczał mi błyszczyk i tusz do rzęs. Nie mam takiej potrzeby, aby nakładać tego więcej.
Przemywam dłonie ciepłą wodą, wycieram je o ręcznik i ostatni raz poprawiam sukienkę. Sięga ona nieco przed kolano, doskonale zakrywa wszystko co powinna.
Biorę swoją torebkę, wrzucam do niej telefon i portfel, po czym wychodzę razem z Pezz.
Kierujemy się do windy, gdy w ostatniej chwili blondynka przypomina sobie, że zapomniała zabrać swojej torebki. Cicho wzdycham, ale nie zatrzymuję kroku. Winda zatrzymuje się, a w środku zauważam Harry'ego i jakąś dziewczynę. Jest ubrany w czarną koszulę nie do końca dopinającą się na klatce piersiowej przez co widać jego liczne tatuaże, ma tego samego koloru marynarkę i obcisłe rurki z dziurami na kolanach.
Przez chwilę mu się przyglądam, a na jego usta wdziera się zadziorny uśmieszek. Ugh, zrobiłam z siebie idiotkę.
Wyczekująco patrzę na miejsce z którego powinna za chwile przyjść Perrie. 
- Wchodzisz? Zaraz się zamknie - odzywa się dziewczyna, stojąca obok bruneta. Nie wygląda na zadowoloną, ani przyjazną. Ubrana jest dosyć skąpo. Jej czarna krótka sukienka, ledwo sięga jej do połowy uda, a wysokie szpilki, tylko podkreślają jej długie nogi.
Winda momentalnie się zamyka, lecz w ostatniej chwili Harry zatrzymuje ją dłonią. Po paru sekundach zauważam biegnącą w naszą stronę Pezz.
- Przepraszam, że tak długo - mówi, poprawiając swoje włosy.
- Chodź bo się spóźnimy - pospieszam ją, a do chłopaka posyłam dziękujące spojrzenie. 
Czuję się bardzo niekomfortowo, widząc przed sobą wysoką blondynkę zalecającą się na moich oczach do Harry'ego. Może dlatego, że w tej windzie jest zbyt mało miejsca, normalnie bym to olała, ale jej bliska obecność od pierwszej chwili mi się nie spodobała.
Gdy winda się zatrzymuje, czuję ulgę. Prędko z niej wychodzę, tak samo jak Perrie i reszta.
Wchodzimy na wielką salę, która liczy około dwadzieścia rzędów miejsc siedzących. Naprzeciw nich, znajduje się wielka scena, nad którą wiszą liczne reflektory. Siadam przy początku drugiego rzędu, a obok mnie przyjaciółka. Harry i reszta siada od lewego początku pierwszego rzędu. Rozglądam się trochę po sali, gdy widzę wchodzącego do niej blondyna. Jest ubrany w białą koszulę, oraz szarą marynarkę, a dżinsy tego samego koloru, idealnie komponują się z resztą ubrania. Uśmiecham się lekko, na co Niall od razu to odwzajemnia i zajmuje miejsce obok grupy Harry'ego.
Ludzie się powoli schodzą, a profesorowie krzątają się po scenie, aby wszystkiego dopilnować. Perrie jest niezwykle zainteresowana swoim telefonem tak że w obecnej chwili nie zwraca na mnie uwagi. Zauważam, że po każdym odpisanym sms-ie zerka w stronę Mulata, po czym wymieniają spojrzenia, uśmiechając się do siebie.
Po chwili ktoś podchodzi do mikrofonu i lekko w niego stuka, przez co rozlega się niemały hałas.
- Chodź może usiądziemy obok nich - mówi Pezz lekko podrywając się do góry, w celu opuszczenia miejsca. Łapie ją lekko za materiał sukienki i z powrotem usadawiam na siedzeniu.
- Nie.
- Dlaczego? - wzdycha pretensjonalnie.
- Usiadłyśmy już tu to siedźmy - odpowiadam. Tak szczerze to nie mam ochoty przebywać w ich towarzystwie. Wydaje mi się, że nie za bardzo lubią moje towarzystwo, więc nie będę się im narzucać. A zwłaszcza tej dziewczynie. Od początku ma do mnie jakieś wąty. Pewnie dlatego, że spojrzałam na Harry'ego. Och, przepraszam.
Uroczystość nie trwa długo. Po rozpoczęciu wszyscy rozchodzą się do swoich pokoi zostawiając salę zupełnie pustą. W sumie nie do końca pustą, zostaje w niej Niall, Harry, Zayn, jeszcze jakiś dwóch chłopaków i ta dziewczyna. Perrie łapie mnie za łokieć i lekko ciągnie w ich stronę. Moja mina wyraźnie jej mówi że nie chcę, ale gdy Pezz się uprze to trudno jej się przeciwstawić. Uległam.
- Carls poznaj, Liam'a, Louis'a i Melissę - mówi. Chłopcy są przyjaźnie do mnie nastawieni, od razu trochę mi cieplej na sercu. Natomiast dziewczyna zwana Melissą, patrzy na mnie z wyższością ale widzę jak stara się na sztuczny uśmiech. Nieskutecznie.
- Miło mi jestem Louis, ale mów mi Lou - ujmuje moją dłoń i lekko całuje jej zewnętrzną stronę. Na jego twarz wkrada się zadziorny uśmiech. Czuję jak moje policzki są troszkę bardziej różowe.
- Mi także miło.
- Jestem Liam. Liam Payne - lekko mnie ściska, jakby bał się że może mnie zgnieść. Odwzajemniam gest.
- Melissa - odzywa się dziewczyna i podaje mi dłoń.
- Carolyn - niechętnie ją ściskam.
- Organizujemy dzisiaj imprezę w domu Harry'ego. Obecność obowiązkowa - mówi Mulat i przy wymowie ostatniego zdania patrzy na mnie.
Nie, nie, nie. Nie piszę się na żadne imprezy z nimi.
- Ja podziękuję - mówię wyraźnie niezainteresowana.
- Oh, dawaj Carls. Będzie fajnie - Niall lekko stuka mnie w ramię i uśmiecha się ciepło. Po chwili dołącza do niego Perrie.
- Dajcie jej spokój. Przecież i tak nie masz zamiaru się tam pojawić, prawda Carolyn? - Melissa chyba zaczyna mi działać na nerwy.
- W zasadzie to przyjdę - odzywam się, zanim myślę nad dokładnym znaczeniem słów. Dziewczyna jest wyraźnie usatysfakcjonowana tym, że się zgodziłam. Zapewne przy najbliższej okazji, będzie próbowała mnie upokorzyć.
- Świetnie. Zaczynamy od dwudziestej - Lou klaszcze w dłonie, po czym żegnamy się krótkim 'cześć' i każdy z nas rusza w swoją stronę.

~~~~~~~~~~
5 KOMENTARZY = NEXT :)
~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Drugi



- Jesteśmy! - piszczy uradowana Pezz, gdy tylko przejeżdżamy przez bramę LMU* .
Słyszę drobny zgrzyt kamyków pod moimi butami, gdy przemierzam z blondynką drogę do budynku szkoły. Jedną ręką poprawiam fryzurę, którą co chwila niszczy dość mocny wiatr, a w drugiej trzymam bagaż.
- Byłam tu w zeszłym roku. Na pewno ci się spodoba - uśmiecha się ciepło - Na prawo - prowadzi mnie w stronę ogromnego wejścia.
- Witamy w London Metropolitan University - kobieta przy recepcji wita nas z serdecznym uśmiechem. - Pani Edwards, będzie ten sam pokój co w zeszłym roku. Poproszę imię i nazwisko koleżanki - zwraca się do mnie, otwierając wielki notes, a z szufladki wyjmuje pióro.
- Carolyn Schoenfield.
- Dziękuję ci. Resztę mam w papierach.. - mówi do siebie i chwilkę myśli - ach tak, to tutaj macie kluczyki do swojego lokum dziewczyny i dziękuję, to już wszystko.
Po cichu dziękujemy i odchodzimy. Nie pewnie przemierzam kolejne korytarze idąc krok w krok za Perrie. Sama chybabym się tu sto razy już zdążyła zgubić. Wnętrze jest wystrojone w starym stylu. Gdzieniegdzie zamiast oświetlenia, znajdują się jeszcze naścienne świeczniki. W oknach wiszą złoto-czerwone zasłony, a podłogę pokrywają brązowe panele. Doskonale się to ze sobą komponuje.
- Zapamiętaj, sektor G i pokój 21 - mówi i przekręca klucz w zamku. Pokój jest jasny jak na swoje położenie w budynku. Po prawej stronie stoi łóżko, jak już się domyślam jest ono Perrie, bo od razu kładzie na nim swoje bagaże. Wchodzę w głąb pomieszczenia i zauważam też drugie łóżko z komodką. Stoi także oddzielna szafa. Pokój idealnie dla dwóch osób. Szczerze to wyobrażałam sobie dużo sromniejsze warunki, ale nawet się cieszę, bo jestem pozytywnie zaskoczona. Zaraz, a gdzie łazienka? Boże chyba nie są łączne dla chłopaków i dziewczyn.
- Jest i łazienka - przyjaciółka jakby czytała mi w myślach. Pokazuje mi skromne pomieszczenie, ale uznaję, iż jest w sam raz. - Jakoś mało się odzywasz. Niepodobne do ciebie - mówi i układa swoje ubrania w szafie. 
- Wiem, przepraszam - cicho odpowiadam. Układam wszystkie swoje książki na półeczce i kończę rozpakowywanie się.
Trochę zmęczona opadam na łóżko i przymykam oczy. Mój odpoczynek nie trwa długo, w pokoju rozlega się dźwięk pukania do drzwi. Pezz od razu podrywa się, aby je otworzyć. W progu stoi parę osób, z którymi wita się uściskiem. Obserwuję ich z pewnej odległości za nim wszyscy wchodzą do środka.
- Carls to jest Niall, jego znasz, a to Zayn i Harry. Chłopaki to Carolyn, moja współlokatorka i najlepsza przyjaciółka - wskazuje kolejno na chłopaków, a następnie na mnie. Wszyscy mają na ciele jakieś tatuaże. Mój wzrok zatrzymuje się na ostatnim, który ma ich najwięcej, a do tego jego ciało pokrywają liczne piercingi. Nawet Niall, który zawsze był spokojny i raczej przeciwny niszczeniu swojego ciała, także ma jakiś malunek. Uśmiecham się do każdego z nich, dwóch odwzajemnia od razu ten gest, a trzeci dokładnie skanuje mnie wzrokiem.
- Miło mi was poznać - mówię i staję obok.
- Jestem pewnien, że polubisz to miejsce - odzywa się pierwszy po czym wymienia spojrzenia z innymi i cicho parskają śmiechem.
- Zayn! - karci go Pezz uderzając w ramię, a ten udaje, że go bardzo bolało.
- Sorry dziewczyny, ale muszę lecieć. Do zobaczenia później - mówi blondas. To samo mówi mulat, po czym obydwoje ulatniają się z pokoju. Ciekawość, czemu nasza trójka Niall, Perrie i ja, trafiliśmy na tę samą uczelnię, wyżera mnie od środka.
- Harry pokaże ci college. Prawda Harry? - blondynka zwraca się do niego, na co wykrzywia usta w mały uśmiech. Nie jest zbyt zadowolony, wydaje mi się, że gdyby mógł wyszedłby za resztą, zupełnie mnie olewając.
- Jak nie chcesz to nie musisz.
- Oh, przestań. To żaden problem - ma lekko chrypkrowaty niski głos, ale przyjemny dla ucha. Uśmiecha się sztucznie. Widzę, że nie będzie z nim łatwo.
- Od kiedy znasz Perrie? - pytam, gdy jesteśmy już na korytażu.
- Od ponad roku. A ty? - unosi brew. Dostrzegam w niej srebrny kolczyk. Zawsze się bałam przekuwania czego kolwiek. Widzę, że Harry jest z igłą w dobrych stosunkach.
- Od kilkunastu lat. W prawdzie od zawsze. Miała dom naprzeciwko mojego - uśmiecham się. Chłopak ma kamienną twarz. Czuję, że trudno będzie go do siebie przekonać.
- Tu jest biblioteka. Dalej klasy od literatury i matematyki. W drugim budynku znajduje się gabinet dyrektorki, oraz klasy do innych przedmiotów. Lepiej żebyś była grzeczna, nie jest zbyt pobłażliwa - mruga, wykrzywiając usta w chytrym uśmieszku.
- A co? Zdążyłeś się już o tym przekonać? - odpowiadam. Widzę, że go to wkurzyło. Gdy jego telefon zaczyna wibrować, od razu go odbiera, w ogóle nie przejmując się moją obecnością.
- Co?...Taa...Dobra, zaraz będę - rozłącza, chowając komórkę w poprzednie miejsce - Ymm. Ja idę. Na razie, Carolyn.
- Mógłbyś mówić Carls? Nie lubię jak ktoś nazywa mnie Carolyn.
- Do zobaczenia, Carolyn - śmieje się i odchodzi.
Rozglądam się i szukam pokoju. Nic z tego, Harry wyprowadził mnie zbyt daleko. Na całe szczęście po paru minutach krążenia wkółko znajduję plan. Sektor G pokój 21.
______
*London Metropolitan University

niedziela, 1 grudnia 2013

Pierwszy


- Carolyn. -  głos mojej macochy rozniósł się po całym korytarzu. – Siedzisz już tam dobre dwie godziny.
Wyolbrzymia, zawsze wszystko wyolbrzymiała. Nie mam ochoty z nią rozmawiać, dlatego dalej milczę. Po śmierci mojej mamy, zamknęłam się w sobie, mniej rozmawiam z ludźmi, ogólnie nie jestem taka otwarta jak kiedyś byłam. Tętniłam życiem, energią. Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do otaczającego mnie świata. Teraz osłabłam. Nie mam siły dalej przez to wszystko przechodzić. Mojemu tacie chyba najlepiej poszło ‘zapomnienie’ o mojej mamie. Dosyć szybko przyprowadził do domu Emily. Em w prawdzie zawsze nie dawała mi odczuć, że zastępuje mi teraz matkę. Nigdy jej nie zastąpi, ale czasem widzę jak próbuje. Stara się abym o tym nie myślała. Kiedyś gdy zostałyśmy same w domu, pamiętam jak nawet widziałam u niej chęci na rozmowę ze mną. Niestety nie skończyło się to zbyt dobrze..  Nie doszło do żadnych rękoczynów, broń boże, ale posprzeczałyśmy się troszkę.
Spoglądam przez małe łazienkowe okienko, przez które widać pierwsze oznaki jesieni. Tego roku przyszła dość wcześnie, jest dopiero drugi września. Małe krople deszczu, płyną po szybie. W obecnej chwili jest to najbardziej interesujące. Bacznie obserwuję to zjawisko, dopóki nie słyszę ponownego krzyku Em.
- Carol! Już jutro wyjeżdżasz do colleg’u. Mam nadzieję, że jesteś spakowana. – mówi, lekko stukając palcami o drzwi. Wstaję z podłogi i kieruję się wprost  do swojego pokoju. Do torby pakuję ostatnie potrzebne mi rzeczy na jutro. Odkładam ją na komodę, a z bocznej kieszonki wyjmuję iPhone’a.
Od: Perrie
Gotowa na jutrzejszą podróż? x
Mimowolnie uśmiecham się do ekranu. Szybko wystukuję odpowiedź.
Do: Perrie
Powiedzmy, że tak. Dobranoc. xx
Aby nie zaspać, ustawiam alarm na godzinę ósmą trzydzieści. Dokładnie przykrywam się kołdrą, by po chwili znaleźć się w krainie Morfeusza.
Pierwsze promienie słońca, muskają moje policzki. Spoglądam na zegar naścienny, który pokazuje iż jest ósma rano. Jak zwykle budzę się przed budzikiem. Postanawiam wziąć szybki prysznic.
Pewna, że wszyscy domownicy jeszcze smacznie śpią, owinięta tylko ręcznikiem, wychodzę z łazienki. Niestety po drodze do mojego pokoju napotykam brata.
- James! – karcę go, gdy wgapia się we mnie jak głupi, po czym szybko wbiegam do pokoju i zamykam się na wszystkie możliwe spusty.  Podchodzę do szafy, z której wyciągam czystą bieliznę, czarne rurki oraz czarno-czerwoną koszulę w kratkę. Chowam ją do spodni i podwijam rękawy. Dwa razy psikam szyję ‘Chance Chanel’, na ramię zakładam torbę, a w dłoń biorę walizkę. Ostatni raz patrzę na mój pokój i schodzę na dół, gdzie Em już czeka na mnie i Jamesa ze śniadaniem.
- Pezz powinna być za piętnaście minut. – zwraca się do mnie, podając mi talerz z kanapkami. Popijam posiłek zieloną herbatą. Czas niezwykle szybko biegnie, zanim się obejrzałam, stoimy wszyscy na podjedzie. Blondynka pakuje moją walizkę oraz torbę do bagażnika. Tata, Em i James patrzą się na nas trochę zmartwieni sytuacją, iż będę mieszkać tak daleko od domu. Na szczęście będzie przy mnie Perrie. Od zawsze była, jako jedyna. Podchodzę do ojca i mocno obejmuję go na pożegnanie, tak samo robię z Emily oraz bratem.
- Carls.. - Em zwraca się do mnie gdy wsiadam już do samochodu. – Weź ją proszę. – kobieta z kieszeni wyjmuje srebrną bransoletkę, którą mi podaje i każe założyć.
- Dziękuję. – posyłam jej najbardziej szczery uśmiech, na jaki mnie stać. Dobrze wiedziała, że była to bransoletka mojej mamy.

~~~~~~~~ 
Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)

Prolog - Wstęp

On - Synek milionera i menadżerki wielu znanych ludzi. Pochodzi z USA ale rodzice wysłali go na studia do Londynu i obecnie tam właśnie mieszka: stolicy Anglii. Wpadł w złe towarzystwo co odbiło się na jego charakterze. Kto by pomyślał, że ze słodkiego, loczkowatego chłopaczka, który wręcz prosi się o całuska zrobi się naprawdę groźny gangster? Czy jest jeszcze szansa aby dawny Harry wrócił?

Ona - Dziewiętnastoletnia studentka LMU* (London Metropolitan University). Pochodzi z małego miasta Chaster, położonego niedaleko Liverpool'u. Jej macocha i ojciec nie są tak zamożni, jak rodzice Harry'ego. Niskiej postury brunetka o jasno brązowych oczach i różanych ustach.


""UWAGA""
TO NIE JEST TŁUMACZENIE!
FANFICTION MOŻE BYĆ NIEODPOWIEDNIE DLA MŁODYCH CZYTELNIKÓW. MOŻE ZAWIERAĆ:
• treści dla dorosłych powyżej 18 roku życia
• wulgarny, nieprzyzwoity język
• sceny erotyczne
• nadużywanie alkoholu, narkotyków, papierosów
• przemoc fizyczną
CZYTASZ NA SWOJĄ WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ