Obserwatorzy

nowe fanfiction

sobota, 4 stycznia 2014

Szósty

Jego twarz przybiera groźny wyraz. Tęczówki nagle ciemnieją, usta są ściągnięte w wąską linię, a pomiędzy brwiami tworzy się pionowa zmarszczka. Jestem kompletnie zdezorientowana jego nagłą zmianą, wręcz mroczną. Gdy zamierzam wyjść, łapie mnie za rękę, lecz ja szybko ją wyrywam i biegnąc truchtem staram się odnaleźć Perrie. Muszę jej powiedzieć, że chcę abyśmy wracały już do domu.
- Cholera - mówię gdy nie mogę jej odnaleźć. Nie ma jej w miejscu gdzie ją ostatnio widziałam z resztą grupy, a zastałam tam tylko Lou i Liam'a, którzy rozmawiając popijali swoje drinki.
- Szukasz kogoś? - czuję czyjąś ciepłą dłoń na moim ramieniu. Odwracam się, aby za chwilę zauważyć szeroko uśmiechającego się do mnie Niall'a.
- Ym, nie - mówię, ale za chwilę się poprawiam - W zasadzie to tak. Szukam Perrie.
- Ostatnio widziałem ją kompletnie pijaną i tańczącą na stole z Zayn'em - tańczyła na stole? To zupełnie do niej nie podobne. Musi być rzeczywiście pijana, przez co zaczynam się o nią martwić. Rozglądam się dookoła, w nadziei, że gdzieś ją zauważę. Niall przygląda mi się z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
- Poszła na górę z Zayn'em, więc raczej tak szybko nie wrócicie do akademiku - mówi obejmując mnie ramieniem.
- Niall.. A może ty byś mnie zawiózł? - jest moją ostatnią deską ratunku. Nie mam zamiaru być tu ani chwili dłużej.
- Odwiózłbym cię gdzie tylko chcesz, ale chyba widzisz co trzymam w ręku.
- Racja, przepraszam - mówię, gdy zauważam butelkę piwa pomiędzy jego palcami. Powinnam być bardziej spostrzegawcza.
- Sorry Schen, ale muszę lecieć, bo ktoś mnie woła - gdy mnie puszcza znowu czuję się bezradna. W nim była moja ostatnia nadzieja na jakikolwiek powrót.
Już dawno nie słyszałam, kiedy mówił na mnie Schen. Jest to skrót od mojego stosunkowo długiego nazwiska. W szkole Niall tak zawsze mnie nazywał. Byliśmy zawsze w trójkę najlepszymi przyjaciółmi, wliczając też Perrie. Zawsze trzymaliśmy się razem i ogromnie się cieszę, że ta przyjaźń przetrwała aż do dzisiaj. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ale martwi mnie to, że mimo jego tego samego charakteru, chłopak zmienił środowisko, swój styl i należy teraz do grupy Harry'ego.
Wychodzę na zewnątrz. Naciągając mocniej na siebie kurtkę, idę pomiędzy różnymi samochodami stojącymi przy domu. Żałuję, że tu przyszłam. Żałuję każdej chwili spędzonej w tym miejscu. Gdybym była bardziej rozsądna, nie musiałabym się przejmować, jak mam wrócić do swojego pokoju.
Siadam na murku przy ogrodzeniu posiadłości. Wyciągam telefon, aby zadzwonić do Pezz. Pierwszy sygnał.. Drugi.. Kolejny. Nic. Chyba Niall ma rację, że jest teraz zbyt zajęta. Och, ironio.
- Kurwa, sorry - piszczy jakaś wysoka brunetka, gdy wywraca się na mnie i resztki jej napoju wylewają się na mój strój. Gorzej być nie mogło. Teraz cała śmierdzę tą okropną wódką.
Wymierzam jej groźne spojrzenie, a ta tylko chichocze i chowa twarz w ramię. Wydać po niej, że nie kontaktuje zbyt dobrze gdy chodzi wężykiem po chodniku i co chwilę zalicza glebę.
Wstaję, zarzucam torebkę na ramię i znów idę w kierunku willi Harry'ego. Przeciskam się pomiędzy tańczącymi ludźmi. Przechodzę w korytarz, gdzie jest zupełna cisza. Jakby to było jakieś odizolowane miejsce od reszty domu. W poszukiwaniu łazienki, sprawdzam prawie każde drzwi. Gdy zaglądam do środka akurat przeszkadzając komuś w TYM momencie, szybko je zamykam nic się nie odzywając.
Zostały mi jeszcze jedne, umieszczone na końcu korytarza. Nie jestem pewna czy mam je otwierać, czy raczej pójść na górę i poszukać jeszcze tam. Decyduje się na otworzenie, iż dostrzegam napis na drzwiach "WC". Łapię za klamkę, ale drzwi otwierają się pierwsze i w efekcie końcowym, dostaję mocno w nos. Kurwa, cholera, ja pierdole! Jak to boli. Staram się rozetrzeć bolące miejsce dłonią. Oczy mam zupełnie załzawione, ale dostrzegam śmiejącą się Melissę poprawiającą swoją sukienkę, a następnie wychodzącego za nią Harry'ego. Boże święty czy to jest jakiś burdel, bo chyba jestem prawie pewna, że tak. Opieram się o ścianę kompletnie wymęczona tym wszystkim i zaczynam cicho płakać. Dziewczyna i Harry patrzą się na mnie, jak na idiotkę, a na jej twarzy widzę dodatkowo wielkie rozbawienie sytuacją, iż przed chwilą oberwałam od niej drzwiami. Teraz patrzyła się na mnie z wyższością. W dodatku cała śmierdzę wódką i nie mam siły, aby podejść do tej cholernej umywalki.
- Ups - wyrywa jej się i nie przestaje się śmiać. Jak można chodzić czy cokolwiek robić z takim pustakiem? Gdybym była chłopakiem, w życiu bym nie tknęła kogoś takiego. Moja niechęć do dziewczyny rośnie z każdą minutą, godziną, wręcz sekundą!
- Ups?! Kurwa tylko na tyle cię stać?! - krzyczę. Widząc jej kompletne zdziwienie, z resztą tak samo jak i Harry'ego, jestem z siebie zadowolona i wchodzę do łazienki zamykając z trzaskiem drzwi. Podpieram się rękoma o umywalkę, a złość powoli ulatuje ze mnie gdzieś w powietrze.
Biorę ręcznik wiszący obok, namaczam go pod bieżącą wodą i staram się wytrzeć nieprzyjemny zapach z materiału sukienki. Powtarzam czynność jeszcze dwa razy i pryskam miejsce jakimś damskim dezodorantem, stojącym na łazienkowej szafce. Myję dłonie i przecieram lekko ręcznikiem papierowym moje wilgotne oczy.
Jak ja teraz wrócę do akademiku? Czuję się jeszcze gorzej niż godzinę temu.
Z dłuższych rozmyślań, wyrywa mnie pukanie do drzwi.
- Już wychodzę - krzyczę, gdy słyszę jak ktoś zniecierpliwiony wali wręcz pięścią. Ale zdesperowany, myślę i biorąc torebkę do ręki otwieram drzwi. Czuję jak o coś uderzam, a tym kimś okazuje się brunet w lokach.
- O boże, przepraszam. Nie chciałam - podchodzę do niego bliżej aby zobaczyć, czy coś bardziej poważnego mu się stało. Chłopak chowa twarz w dłoniach, a ja z nerwów zaczynam się lekko trząść. Serio nie chciałam go uderzyć, to było niechcący.
- Harry, nic ci nie jest? - pytam zmartwiona dotykając jego ramienia i próbuję złapać z nim kontakt wzrokowy. Nigdy wcześniej nie dostrzegłam, że jest taki umięśniony. To jest chyba jedna z rzeczy, które pociągają dziewczyny w otoczeniu Harry'ego. Podnosi jedną dłoń i patrzy na mnie z chytrym uśmieszkiem.
Co za cham! On tylko udawał.
- Ugh, jesteś beznadziejny! - mówię odchodząc, lecz sytuacja się powtarza i łapie mnie za rękę mocno do siebie przyciągając.
- Sprawdzałem, czy przejęłabyś się gdyby coś mi się stało - moja klatka piersiowa unosi się i opada w przyspieszonym tempie. Gdyby nie muzyka, którą ktoś dzięki Bogu pogłośnił, chłopak usłyszałby moje szybko bijące serce.

~Jeśli przeczytałeś/aś zostaw komentarz :)

4 komentarze:

  1. Bardzo fajnie piszesz i masz ciekawy styl.
    Zaciekawiłaś mnie swoim opowiadaniem i czekam na next :D
    Chcesz wziąć udział w konkursie? Zapraszam - drugi link
    mlwdragon.blogspot.com
    historiaadam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej! Świernia! Dawaj nezt, Mogłabś pisać trochę dłuższe roddziały i szybciej podkręcać akcje, alme i tak ju już super. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ugh kocham to po prostu kocham aucedcbnpvdfv. Jedyne o co proszę to nieco dłuższe rozdziały. Czekam na next świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. to jest takie ASDFGHJKL.

    OdpowiedzUsuń